strona główna archiwum miesięcznik
Przeglądarka



Stan stanika. Edward Balcerzan, pisząc o tym, jaki jest stan literatury obecnie, stwierdził, że stanów jest wiele, że „jest gdzie szukać, gdzie błądzić, o co się potykać”. I dał bodaj wyczerpujący wykaz grud, o które jego noga literaturoznawcy-wędrownika zahacza. Z wielu przytoczymy trzy większe: „Kwitnie kryptoliteratura prac literaturoznawczych, ulegających descjentyzacji. (To silna i niebezpieczna pokusa.) Nie zużywa się naiwna skandalistyka spadkobierców św. Rafała Wojaczka. („Czym by się dziecię nie zabawiało, byle by nie płakało” – zwykła mawiać moja mama.) Coraz szersze kręgi zatacza samolecznictwo literackie osób z problemami psychiatrycznymi (twórczość pourazowa – wielki problem dla badaczy).” Te godne uwagi przestrogi w nawiasach zostały sformułowane w związku z ankietą Jaki jest teraźniejszy stan literatury polskiej, przygotowaną przez „Kwartalnik Artystyczny Kujawy i Pomorze”. W nr 2/2002 wypowiadają się w tej sprawie także Ludmiła Marjańska, Adriana Szymańska, Kazimierz Brakoniecki i Bogusław Kierc. Nikt nas o zdanie nie pytał, ale korzystając z okazji, powiemy, że redakcja powinna chyba indagować o stanik, a nie stan (byłbyż on koronkowy?). Ale jeśli już pozostać przy stanie, to czytając „KAKiP”, przyjdzie stwierdzić, iż literatura stan ma niezmiennie wysoki, różową wstążeczką przewiązany.

Podskok na krześle. Wstążeczką różową albo – gdy idzie o tłumaczenia jej na obce języki – w innym nieco kolorze. W tym samym numerze „Kwartalnika Artystycznego Kujawy i Pomorze” Henryk Grynberg pisze o przygodach z tłumaczami i tłumaczeniami swoich książek (Przekleństwo przekładu albo jak się grzebie literaturę). Nie wieje z tej opowieści optymizmem – oto, co tłumacz może zrobić: niechętnie zaglądać do słownika, zaczem mylić znaczenia wyrazów, nie rozumieć kontekstu i polskiej frazeologii, przerysowywać (w sensie: przesadzać), wprowadzać błędne zmiany, błędnie dopowiadać, psuć styl, nie rozróżniać wyrazów o podobnym brzmieniu, nie odróżniać liczby mnogiej od pojedynczej, mieć trudności z rodzajami i przypadkami, być bezradnym wobec rosyjskich wtrąceń i polsko-rosyjskich kombinacji, transliterować po polsku imiona własne, awansować poruczników na pułkowników, kapitana na majora, zaś zdegradować pułki myśliwców na eskadry, rotę na pluton, dywizję na brygadę, wreszcie opuścić zdanie lub fragment zdania. Na to wszystko dano zazwyczaj po kilkanaście przykładów, co w piśmie „KAKiP” zajęło stron pięć. „To są tylko najoczywistsze byki” – informuje Grynberg – „pełna lista zajęła czterdzieści stronic”. Uff! Nazwiska tłumacza litościwe nie podano, ale przecież nie tak trudno je na podstawie relacjonowanych okoliczności ustalić. Jeszcze łatwiej domyślić się kim jest „renomowana tłumaczka pani W.”, która podobnie nie rozumiała, dopowiadała, przerysowywała i błędnie interpretowała. „Pani W. przetłumaczyła również Austerię Stryjkowskiego (…). Kiedy w ostatniej naszej rozmowie wspomniałem mu, że los obdarzył nas nawet wspólną tłumaczką, staruszek podskoczył na krześle: »Przecież ona pogrzebała połowę literatury polskiej!«.” Po tych uprzejmych doniesieniach naprawdę trudno się dziwić, że stanik literatury polskiej według „KAKiP” ostatecznie wydaje się być, owszem, koronkowy, ale w kolorze czarnem (wstążeczka podobnie).

Inaczej. „Odra” konsekwentnie lansuje Slavoja Žižka – w nr 7-8/2002 mamy obszerny z nim wywiad, zresztą z zapowiedzią dalszego ciągu, oraz fragment książki „The Metastases of Enjoyment” w tłumaczeniu Tomasza Zarębskiego. Fragment zatytułowany jest Miłość dworska czyli kobieta jako rzecz i przynosi ciekawą nadzwyczaj analizę ilustrowaną scenami z różnych filmów. Z Dzikości serca Davida Lyncha też: „W opuszczonym motelowym pokoju Willem Dafoe (Bobby Peru) wywiera brutalny nacisk na Laurę Dern (Lulę): dotyka ją i ściska, wkraczając w przestrzeń jej intymności i powtarzając groźnym głosem: »Powiedz, rżnij mnie!«, czyli wymuszając na niej słowa oznaczające zgodę na seksualny akt. Brzydka, nieprzyjemna scena przeciąga się, i kiedy wyczerpana Laura Dern wreszcie wypowiada ledwie słyszalne »Rżnij mnie!«, Dafoe nagle odchodzi z miłym, przyjacielskim uśmiechem i z serdecznością odpowiada: »Nie, dzięki, nie mam dzisiaj czasu, ale przy innej okazji z chęcią to zrobię…« Osiąga to, czego naprawdę chciał: nie sam akt, tylko zgodę na akt, symboliczne poniżenie partnerki”. Trochę inaczej zapamiętaliśmy sens tego fragmentu filmu („symboliczne poniżenie partnerki”? – to już prędzej wyrafinowany gwałt na ciele i psychice Luli), ale każdy interpretuje pod własną tezę. Poza wszystkim jednak to, za co ściska Boby Peru Lulę, to nie jest „przestrzeń intymności”. A jeśli nawet jest, to u nos inacy na to godojom.

Sztuka kłamstwa. Sierpniowy numer „Res Publiki Nowej” jest o kłamstwie bodaj. Nie chcąc wyciągać daleko idących wniosków z układu numeru, który zaczyna się się od pełnego niechęci do Europy tekstu Henryka Grynberga, a kończy równie przygnębiającym tekstem Michaela Ignatieffa o bezradności społeczności międzynarodowej i wynikająch z tego konsekwencjach (Powab moralnej odrazy), skupimy się na partiach środkowych. Z prawd różnych tam pomieszczonych najpierw zaciekawiła nas ta umieszczna jako odredakcyjny nagłówek artystycznej części bloku Kłamstwo nasze codzienne: „Przygotowując numer o kłamstwie, do kogo mieliśmy się zwrócić jak nie do twórców »pięknych kłamstw«?” No, paru nadzwyczaj kompetentnych adresatów można by wskazać… Ale literaci, a to: Marek Bieńczyk, Natasza Goerke, Wojciech Kuczok, Jacek Podsiadło i Olga Tokarczuk, sprawili się pięknie, tzn. jak kto potrafił, ale przecie paradnie. Prawdę napisał Marek Bieńczyk: „Nie lubię tego słowa »kłamstwo«, nie lubię wręcz jego fizycznego wyglądu i jego dźwięku i niemal nigdy go nie używam; niemal nigdy nie mówię komuś »Kłamiesz!«, gdyż czuję zarazem, jakby od wewnątrz, zapach własnego istnienia.”

Topos Steda. Trzeci tegoroczny „Topos” gruby na 208 stron, a na okładce Stachura Edward podpisany tłustą czcionką „Się jest nikt”. Nie wnikamy w sens tej enuncjacji, napomykając tylko, że zawartość numeru raczej sugeruje, że się jest kimś. A wniosek taki wspiera nie to, kto o Stachurze pisze (bo to ludzie raczej młodzi: Waldemar Szyngwelski i Dariusz Pachocki), ale przede wszystkim drobiazgowość kalendariów przygotowanych przez Szyngwelskiego i solidność przypisów, które Pachocki – edytor zamieszczonych listów Stachury do Janusza Żernickiego – opracował. W sumie: mnóstwo mniej lub bardziej ciekawych informacji o życiu prywatnym Stachury, dużo w związku z tym życiem, a i końcem jego, powodów do przemyśleń, zaś na okrasę tekst Andrzeja Moszczyńskiego, który stylistycznie dosyć okropny (o czym świadczy już tytuł Edward w perspektywie dystansu epoki), dla miłośników i badaczy twórczości Steda niewątpliwie jest gratką.

Klasycy współczesności. Nasze „Studium” kochane (prawie) nigdy nie zawodzi. Nie zawiodło i teraz (nr 3-4, 2002), dając jak zwykle porcję tekstów – by tak rzec – nieoczywistych. Weźmy wypowiedzi Klasyków. Czesława Miłosza? Profesora Błońskiego? No, niezupełnie, ale posłuchajmy: „Bo ja wiedziałem, że pisanie to nie łaskotki, nim zacząłem pisać (…) Wiele, bardzo wiele musiało wydarzyć się we mnie i obok mnie, wiele, bardzo wiele musiałem naskreślać się tego, co napisałem, wiele też było mi już dane, a w każdym razie wystarczająco dużo, bym poznał, zrozumiał i docenił tę prostą w gruncie rzeczy prawdę, którą teraz dzielę się z wami jak przysłowiowym opłatkiem. Dzielę się, bo niektórzy z was są młodsi niż ja i jeszcze nie mają pojęcia, czym tak naprawdę zajmują się wieczorami”. Przytoczyliśmy tu fragment eseju Pisanie jako sport ekstremalny. Charakter tego tekstu, poczynione uwagi czy pozycja, jaką zajął eseista, niedwuznacznie wskazuje, iż musiał on (esej) wyjść spod pióra starego, zmęczonego literata, który zapewne debiutował jeszcze w Dwudziestoleciu, z niejednego pieca chleb jadł, a pisarstwo nie ma przed nim najmniejszych tajemnic. Tymczasem – niespodzianka. Przemawia bowiem 28-letni Jakub Winiarski, autor dwu skromnych książeczek z wierszami. Z kolei na sąsiednich stronach wakacyjnego numeru „Studium” do głosu dorwał się inny Autorytet. Klasyk nazywa się Piotr Wiktor Lorkowski, Klasyk wiekiem, dorobkiem i pozycją zbliżony do Winiarskiego. Lorkowski (w rozmowie z Tadeuszem Dąbrowskim) w pewnym momencie nazywa siebie „Katonem krytyki polskiej”. I rzeczywiście – poucza i moralizuje zawzięcie. Co zdanie – to aforyzm literaturoznawczy (w guście „Staff jest dla mnie Tomaszem Mannem poezji”). Rozdaje PWL skandaliczne noty niczym zarządca Parnasu (oceny w skali jeden do dziesięciu, z jednozdaniowym uzasadnieniem), stawia do kąta, wymierza klapsy albo wspaniałomyślnie rzuca komplementem. Żeby było zabawniej, Mistrz Lorkowski apeluje o odwagę (według niego jej brak to główny mankament dzisiejszego życia literackiego) i powiada, że trzeba być Kimś (by dobrze istnieć w literaturze). No cóż, o Ktosiowatości nie będziemy mówili, gratulując co najwyżej samopoczucia, co zaś się tyczy odwagi, to chyba tym razem została ona dramatycznie pomylona ze zwykłą pychą. Panowie Klasycy, na Boga, trochę pokory!

Pięć Tór. „Meble” chwaliliśmy w tej rubryce niejeden raz. Zakrawać to może na jakąś manię, ale niestety, numer najnowszy, siódmy, również się nam podoba. Jego część tekstową (bo przecież „Meble” to również artefakt) wypełniły miniszkice poświęcone pięciu powieściom, kolejno – Ulissesowi, Tęczy grawitacji, Pamiętnikowi znalezionemu w Saragossie, Władcy Pierścieni oraz Mistrzowi i Małgorzacie. Ponieważ wszystkie szkice bardzo zgrabne, to komentowane dzieła złożyły się w równie zgrabny regalik biblioteczny lub – jeśli ktoś woli – „Meblowy” kanon. Autorzy szkiców jedną rzecz podkreślają szczególnie mocno. Każde z komentowanych dzieł nie tyle jest jak świat, ile samo jest światem. Są one księgami, z których każda pomieściła najdosłowniej wszystko: to, co znamy, to, czego się jedynie domyślamy, jak i to, o czym nie mamy zielonego pojęcia. Jednym słowem, są jak Tora. Chyba najprzystępniej wyjaśnia to Piotr Paziński: „Żydowska tradycja wyrasta z innego [niż u Greków] przekonania: język, jak rzeczy, jest realnym tworem. Nie stanowi abstrakcyjnego systemu odwzorowań (Platon) czy symbolicznych znaków (Arystoteles). Jego natura jest równie konkretna, co natura rzeczy. Znaczenie tekstu pisanego nie leży gdzieś poza, ale w nim samym. Język nie pełni służebnej roli wobec świata, ale jest światem.” Poza wszystkim, nowe „Meble” przynoszą jedną z sympatyczniejszych deklaracji miłości do literatury, z jaką ostatnio się zetknęliśmy. Nurtuje nas tylko taka kwestia: skoro mamy już jedną Torę, czyli świat, to skąd się w nas bierze potrzeba kolejnych? I to pięciu naraz! I czy te pięć nowych Tór tworzy razem jakąś konstelację, czy też są to języki, księgi i światy względem siebie alternatywne?

Narodziny hiperfikcji. Najwyraźniej Piotrowi Siweckiemu, autorowi wcale interesujących eksperymentalnych próz, dała się we znaki samotność. Rzeczywiście, nie jest łatwo na przekór wszystkim i wszystkiemu wytrwać w miłości do Raymonda Federmana, Ronalda Sukenicka, Harry Matthewsa, pisząc polskie surfikcje, hiperfikcje i avant-popowe kawałki (ciekawych, co to jest avant-pop, Piotr Siwecki odsyła na stronę www Raymonda Federmana). Piotr Siwecki napisał więc i ogłosił w „Akcencie” 2002, nr 1-2 szkic zatytułowany Powieść jako forma niemożliwa, szkic zasadniczo poświęcony prozatorskiej książce Bohdana Zadury pt. Lit. Teza Siweckiego brzmi, że Zadura jako pierwszy zrealizował w polskiej prozie koncepcje wszystkich świętych autora szkicu. A zatem, że Zadura należy do tej samej literackiej szkoły, co Siwecki. Cóż, jak twierdził Fryderyk (ten z Pornografii) - we dwóch nie ma wariacji. Dwóch pisarzy piszących tak samo, to już nie ciekawostka, to tendencja czy wręcz kierunek literacki. Intencje Siweckiego rozumiemy doskonale, ale jeśli Zadurowe Lit rzeczywiście byłoby rodzimym wariantem hiperfikcji, to okazałoby się, że nurt ten rozwija się u nas co najmniej od lat sześćdziesiątych i że przed Zadurą uprawiała go połowa z bohaterów Zamiast powieści Tomasza Burka, książki opisującej prozę lat sześćdziesiątych właśnie.

Schodzenie. W pierwszym tegorocznym „Czasie Kultury”, redakcja, która zazwyczaj chodzi własnymi drogami, zeszła na psy w sztuce, ale nie dlatego, że mało dali obrazków a dużo literatury. Dlatego otóż, że postanowili, iż tematem przewodnim numeru będzie Pies w sztuce polskiej. Artykuły autentycznie ciekawe. Także poza działem o psach można znaleźć coś sztucznie ekscytującego: Iza Kowalczyk zgłębia Tabu irreligii. My jednak wolimy nie wgłębiać się w szczegóły, bo tymi czasy nie jest bezpiecznie wypowiadać się o sztuce, gdy się jest literatem (co z tego być może: patrz casus Podsiadły omówiony przez Kędera). A literatura? Z zamieszczonych wedle klucza tematycznego wierszy o psach spodobał akurat nam się ten o rybie, autorstwa Mariusza Kruka. W całości brzmi on tak: „Psy nie szczekają dupami / bo mają pyski / z drugiej strony // Ryba nie gada, / bo woda zalewa jej mordę / a powietrze dusi”. No i jeszcze zwraca uwagę bardzo ciekawy dział pt. Książka telefoniczna zawierający, jak można się spodziewać, opowiadanie Nataszy Goerke o halucynogennych burakach, w wersji lekko zmienionej w stosunku do tej, która pojawiła się w świeżo wydanej książce. Bylibyśmy jednak ostatnimi ślepakami, gdybyśmy nie zauważyli niezwykle atrakcyjnego opracowania graficznego tego numeru „Czasu Kultury”. Najbardziej spodobały nam się trzy zdjęcia, w tym dwa autorstwa Czecha Martina Zeta. Pierwsze, zrobione w Moskwie, przedstawia ubranego w błyszczące łaszki, żebrzącego psa; tabliczka przy misce na drobne głosi: „Pomóżcie zawczasu przyszłej matce”. Drugie, zrobione w Czechach, dokumetuje akt kopulacji czarnego psa z czarnym kotem. Jest to kadr pochodzący z filmu wideo zrobionego w 1999 roku, noszący zupełnie przewidywalny tytuł End of Millenium. Trzecie zdjęcie przedstawia młodą, atrakcyjną, zupełnie nagą dziewczynę, leżącą w pozie wyzywajacej na czarnej, tapicerowanej kanapie. Jest to reprodukcja pracy Moniki Wiechowskiej pt. Ja, w skali 1:1 będącej fotografią o wymiarach 380x250. Ze względu na wymiary mielibyśmy może coś do powiedzenia, ale – jako się rzekło – literatom schodzić na tematy o sztuce niebezpiecznie.



Menu miesięcznika „FA-art”



• data ostatniej aktualizacji: 05.08.2003, 22:28 •