strona główna archiwum miesięcznik
Widzi mi się - Unilowski

WOJNA STASIŃSKIEJ


      Październikowy numer „Res Publiki Nowej” zamykał zapis rozmowy z Beatą Stasińską z Wydawnictwa W.A.B. Lektura wywarła na mnie tak wstrząsające wrażenie, że ochłonąłem dopiero teraz i dopiero teraz postaram się rzecz krótko skomentować. Wywiad opatrzono tytułem: Marzy mi się horror napisany przez Pilcha. Wygląda to jak wyimek z tekstu, ale w istocie Stasińska takich słów nie wypowiada. To raczej parafraza: „Nawet poważny pisarz, który swoimi dziełami chce zmieniać świat, ma prawo napisać romans, kryminał, thriller czy horror. Chętnie przeczytałabym horror pióra Jerzego Pilcha.”
      Istnieje spora różnica między „marzy mi się” a „chętnie przeczytałabym”. Dość jednak o tym, bo wywiadowana okazuje się godna wywiadowczyni (Maria Snopkiewicz-Otto). A może nawet bije ją na głowę. Umieszczenie Pilcha w rzędzie „poważnych pisarzy, którzy swoimi dziełami chcą zmieniać świat” wziąłem w pierwszej chwili za wyrafinowany dowcip, ale wszystko wskazuje na to, że Stasińska mówiła w tonacji absolutno sierioznej. Wprawdzie każdy, kto ma oczy do czytania, dobrze wie, że Pilch od samego początku uprawia pisarstwo rozrywkowe, ale proszę, okazuje się, że jednak jest zbyt poważnie i że najlepiej, gdyby był horror.
      Zrozumiałe, że Beata Stasińska szczególnie ceni taki typ prozy, który daje duże szanse na zyski, a przynajmniej – zwrot kosztów. Wydawnictwo W.A.B. nie należy przecież do tych non-profit, nie jest również fundacją wspierającą literaturę i kulturę polską, ale przedsięwzięciem komercyjnym. Wychodzi jednak na to, że nie można się przyznać do takich pobudek działania. Stąd kazuistyka: „Polska jest krajem wtórnych i funkcjonalnych analfabetów i literatura środka jest bardzo potrzebna” (s. 105). Skoro studiowanie literatury środka zapobiegnie wtórnemu analfabetyzmowi, to popularność Ich Troje bez wątpienia świetnie się przysłuży kulturze muzycznej Polaków. Żyjemy w kraju, w którym umiejętność czytania i rozumienia czytanego tekstu nie należy wcale do tych najbardziej przydatnych. To oczywiście szersza tendencja, choć zdaje się, że u nas trafiła na szczególnie podatny grunt. Ani popularność, ani wysokość sprzedaży książek zaliczanych do literatury środka nie mają tu nic do rzeczy.
      O ile jednak rozumiem gotowość Stasińskiej do publikowania literatury środka oraz literatury popularnej, to za prawdziwie rewelacyjne mam jej opinie na temat krytyki. Jako wydawca beletrystyki W.A.B. cieszy się ogromnym prestiżem, co widać również po dużym respekcie, z jakim recenzenci przyjmują książki, milcząco zakładając, że z tej oficyny otrzymujemy propozycje wysokiej próby. Tu akurat zgadzam się z wywiadowczynią, że książki W.A.B. „rzadko zbierają negatywne opinie”. Powiedziałbym nawet, że rzadziej niżby powinny. Stasińska sądzi inaczej. Publikacje W.A.B. są tendencyjnie przestawiane i postponowane z tego powodu, za który należy im się szczególne uznanie – reprezentują literaturę popularną i literaturę środka. Mnie się zdawało, że właśnie z tego powodu chwali się je na kredyt. Raz jeszcze się pokazuje, że perspektywa zależy od miejsca, z którego się patrzy.
      W ogóle, ponieważ krytyka źle pisze o książkach wydawanych przez W.A.B. (lub chwali je zbyt ostrożnie), to jest zupełnie do niczego. Bardziej sprawiedliwe są opinie „nieprofesjonalistów”, którzy o własnych lekturach rozmawiają np. w Internecie: „Ludzie z braku dobrych dodatków kulturalnych i literackich zaczynają sami dyskutować i pisać o książkach. Całe szczęście!”
      Znakomicie, że entuzjaści i miłośnicy literatury mogą się wymienić opiniami. Świetnie, że „sami dyskutują i piszą”, ale niby dlaczego mieliby to robić „z braku dobrych dodatków kulturalnych i literackich” (jeśli o właściwych pismach Stasińska nie wspomina, to – domyślam się – ma o nich jeszcze gorsze zdanie niż o „dodatkach”)? Że niby nie byłoby potrzeby dyskutowania o książkach, gdyby krytyka była dobra? Więc krytyka jest dobra wtedy, gdy odbiera chęć do dyskusji? Ja wiem, Stasińska pewnie zakłada, że krytyka powinna być wszechstronna, wyczerpująca, sprawiedliwa, powinna trafiać w samo sedno, powinna mówić tak, by czytelnik doszedł do wniosku, że nie ma już nic do dodania, że wszystko zostało powiedziane. Rozumiem o co chodzi Stasińskiej, ale przecież plecie głupstwa. Otóż krytyka nie jest zamiast. Krytyk nie zastępuje (zwykłego) czytelnika, nie jest żadną protezą. Krytyk nie reprezentuje nikogo (prócz samego siebie), nie mówi w imieniu. Jeśli krytyk miałby wyręczać innych, to przecież nie robiłby nic innego, jak jedynie przyczyniał się do powiększenia grona „wtórnych i funkcjonalnych analfabetów”. Jeśli zaś jego zadaniem jest aktywizowanie czytelnika, to równie dobrze można by twierdzić, że pojawienie się internetowych forum dyskusyjnych na temat nowości literackich świadczy akurat o czymś odwrotnym, niż twierdzi Stasińska. Świadczy mianowicie, że „dodatki” i krytycy całkiem dobrze radzą sobie ze swoimi zadaniami i że udało im się wychować samodzielnych czytelników. Choć zdaje mi się, że w gruncie rzeczy działalność krytyki wcale nie ma bezpośredniego związku z aktywnością fanów i byłoby błędem wyciągać jakiekolwiek wnioski o pierwszej na podstawie drugiej.
      Ponieważ Beata Stasińska nie owija w bawełnę, to i ja nie mam specjalnej ochoty, by bawić w dyplomację. Jeżeli „zawodowi recenzenci” naprawdę są do d…, jeżeli trafniej i ciekawiej piszą o literaturze „nieprofesjonaliści, zwykli czytelnicy: lekarze, astrofizycy, licealiści”, to ciekawe, dlaczego Wydawnictwo W.A.B. zamawia recenzje wewnętrzne właśnie u krytyków, literatów, akademików, zamiast stosowne propozycje adresować na kliniki, obserwatoria astronomiczne, szkoły średnie. Można by nawet rozpisać konkurs, a nagrodą byłoby zamieszczenie nazwiska oraz wyimka z tekstu laureata na okładce książki. Przecież wiadomo, że z opinii i nazwiska krytyka żaden reklamowy pożytek!
      Wojuje Stasińska z krytykami, ale kuriozów w wywiadzie dużo więcej. Ot, taki przykład. Pytanie: „A czy szykuje się teraz jakiś błyskotliwy debiut?” Odpowiedź: „Duże nadzieje wiążę z powieścią Wojciecha Kuczoka Gnój”. Kuczok wprawdzie opublikował dotąd trzy książki – tomik poetycki (tak się składa, że w Wydawnictwie „FA-artu”) i dwa zbiorki opowiadań w serii Biblioteki „Studium”. Rozumiem jednak: skoro Kuczok dotychczas nie publikował w W.A.B., no to jest debiutantem!
      Dawno, dawno temu, w pierwszych numerach „Nowego Nurtu” pojawił się wywiad z literatem o niezbyt chwalebnej przeszłości. Krzysztof Szymoniak, ówczesny redaktor naczelny, który wywiad przeprowadził, twierdził potem, że chodziło o to, by jego rozmówca sam się skompromitował. Coż, Maria Snopkiewicz-Otto i redaktorzy „Res Publiki Nowej” zawsze niby mogą powiedzieć, że ich intencją było skompromitowanie Beaty Stasińskiej…

Krzysztof Uniłowski
(1 grudnia 2002)







Menu miesięcznika FA-art






• data ostatniej aktualizacji: 05.08.2003, 22:28 •