WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA

Witold Jabłoński: Uczeń czarnoksiężnika

Witold Jabłoński: Uczeń czarnoksiężnika. Wydawnictwo superNOWA. Warszawa 2003 (t. 1 z cyklu „Gwiazda Wenus, Gwiazda Lucyfer”).
Niby powieść fantasy, pierwsza z cyklu zaplanowanego na cztery tomy, ale po prawdzie to nie znajduję powodu, by nie uznać jej po prostu za powieść historyczną z małą domieszką motywów fantastycznych. To jakaś nowa moda wśród fantastów – akcja rozgrywa się na Śląsku, co prawda prawie dwieście lat przed Reinmarem Sapkowskiego. Swoim bohaterem Jabłoński uczynił starannie wyedukowanego (między innymi Sorbona!) czarnoksiężnika, w przyszłości – jak się zdaje – wychowawcę i współpracownika Henryka Probusa, który u schyłku życia miał spisać swoje dzieje. Jabłoński skrupulatnie korzysta ze źródeł historycznych, gdzieniegdzie można wręcz odnaleźć kilkuzdaniowe wstawki żywcem przepisane z cyklu popularnonaukowych szkiców, zebranych w tomie Poczet królów i książąt polskich. Ponieważ archaizacja jest démodé, także tym razem z niej zrezygnowano, odnotować trzeba jednak, że autor swoją prozą wystylizował, by tak rzec, intelektualnie. Dlatego nasz mag tłumaczy, że utopce są to miejscowe, słowiańskie trytony. Tego rodzaju gierki to absolutne szczyty finezji ze strony Jabłońskiego, dlatego trzeba je pochwalić. Chwalę. Gorzej, że styl utworu wyprany z jakichkolwiek indywidualnych cech, a bohater jakiś taki nudny i niesympatyczny. Witelon z Borku to czarnoksiężnik, średniowieczny mędrzec, agent do specjalnych poruczeń, zdeklarowany homo, ale zadziera nosa w sposób tak nieznośny, tak bardzo jest zachwycony sobą samym, że czytelnika przy lekturze trzyma wyłącznie nadzieja, że wreszcie znajdzie się ktoś, kto czarnoksiężnikowi porządnie przetrzepie skórę. Drażni antychrześcijańska łopatologia: Witelon gardzi wyznawcami Jezusa i bez ustanku przypomina o tej pogardzie, ale w zasadzie nie wiadomo, na czym zasadza się jego wyższość. Za niezręczne mam również anachroniczne aluzje (wśród bohaterów pojawiają się Wolfgang z Weimaru czy Rimbaut z Verlaine; Krzyżacy zapędzają Prusów do łaźni i tam trują, co prawda, nie cyklonem B, tylko czadem, ale i tak jest wesoło). Jabłońskiemu brak wdzięku, jaki miały Sapkowskiego zabawy z historią. Choćbym chciał, nie mogę polecić tej książki.


data ostatniej aktualizacji: