WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA
 tu jesteś: Nr 63, lipiec 2003OSTASZEWSKI

DOLA PROZAIKA

Wydawało mi się, że zrobiłem wszystko, co miałem do zrobienia, napisałem wszystkie teksty, jakie miałem do napisania, więc mogę spokojnie zaplanować sobie zasłużone wakacje. Moja odwieczna, acz nieoficjalna narzeczona uświadomiła mi jednak, że nie czas myśleć o Wydawało mi się, że zrobiłem wszystko, co miałem do zrobienia, napisałem wszystkie teksty, jakie miałem do napisania, więc mogę spokojnie zaplanować sobie zasłużone wakacje. Moja odwieczna, acz nieoficjalna narzeczona uświadomiła mi jednak, że nie czas myśleć o wylegiwaniu się na plażach nadmorskich kurortów czy wędrówkach po lasach mniej lub bardziej tropikalnych, gdy do rozstrzygnięcia wciąż pozostaje kwestia fundamentalna. Być czy nie być, oto jest pytanie. A właściwie, kim być albo kim nie być? Byłem lekko zdezorientowany, bo całkiem już przestawiłem się na tryb myślenia wakacyjnego. Wystarczyło jednak, że rzuciłem okiem na przyniesiony przez moją odwieczną stary numer „Gazety Wyborczej”, i już wiedziałem, że sprawa jest poważna.

Nie musiałem nawet przypominać sobie książek nominowanych do Nagrody Literackiej NIKE 2003, wystarczyło, że przeczytałem tytuł notki informacyjnej: Poeci i reporterzy. Zaraz uświadomiłem sobie powagę sytuacji, wprowadziłem stan wyjątkowy, odwołałem wszelkie przyloty i odloty, wyłączyłem telefony, zaciągnąłem zasłony, a potem spokojnie zawyłem ze zgrozy.

– Tak, tak – mówiła moja odwieczna, głaszcząc mnie uspokajająco po czuprynie – malarze i żołnierze górą.

– Co ty mówisz? – zdziwiłem się, a i przestraszyłem, bo pomyślałem, że zwierzęce wycie, które wydarło się z mego gardła, ogłuszyło całkiem moją odwieczną.

– Tak, tak, nie inaczej, malarze poetyckich obrazków i frontowi dokumentaliści, pokazujący nam, naiwnym cywilom, okropności wojny, całkiem wykopsali z rynku prozaików.

Odetchnąłem z ulgą, to nie moja odwieczna, acz nieoficjalna narzeczona oszalała, z lekka oszaleli inni. Pomyślałem, że my jednak nie damy się zwariować, i zwołałem zebranie sztabu kryzysowego w składzie: ja i moja odwieczna. Od dawna było wiadome wszem i wobec, że Polska jest krajem poetów, że prozaicy, choćby nie wiem jak się starali, zawsze będą na drugim miejscu. A teraz okazało się, że spadli w rankingu piszących jeszcze niżej, wyprzedzeni przez eseistów i reportażystów. Tak, gatunki pograniczne literatury, jak reportaż czy felieton, opuściły rejony graniczne i rozpanoszyły się w centrum.

– Musimy się zastanowić, czy warto żebyś inwestował swój czas w pisanie powieści i opowiadań – postawiła problem moja odwieczna.

– Ale ja lubię pisać prozę – jęknąłem.

– I co z tego, jeśli pisanie prozy zupełnie się nie opłaca. Trzeba z żywymi, nagradzanymi naprzód iść, po formy sięgać nowe. Może zaczniesz pisać utwory wierszopodobne. Na jeden kilometr kwadratowy przypada u nas średnio dziesięciu poetów, więc tworzenie wierszyków nie może być trudne.

– Ja nie potrafię.

– Wydaje ci się, nie musisz od razu pisać jak Różewicz czy Miłosz, wystarczy, że będziesz tak jak Julia Hartwig w Błyskach zapisywać „ślady codziennej krzątaniny umysłu, z której poezja chce się wydobyć na strzeliste drogi wiersza lub poematu prozą”.

– Co to, to nie, czas łażenia po strzelistych górskich ścieżkach mam już za sobą. Zresztą, góralszczyzna już dawno się przejadła.

– W takim razie nie pozostaje ci nic innego, jak kupić skórzaną kurtkę z dużą ilością kieszeni, mocne buty, plecak, telefon satelitarny i śmignąć do Iraku czy innego Afganistanu, żeby napisać kilka wstrząsających reportaży z linii frontu lub jego zaplecza.

– Po co mam szwendać się po świecie, jeśli tyle jeszcze jest do opisania u nas, na miejscu?

– Jesteś niereformowalny – westchnęła moja odwieczna. – Chciałam ci tylko pomóc, ale widzę, że to daremny trud.

Moja odwieczna, acz nieoficjalna narzeczona odmaszerowała do kuchni. Po chwili usłyszałem, jak z pasją trze marchewkę. Zostałem sam na sam z rozłożoną na biurku gazetą. Wszystko, co przychodziło mi do głowy zaraz zamieniało się w dumania pesymisty. Dumania pesymisty? Skąd znam tę frazę? Aha, to przecież z Świętochowskiego. Uśmiech rozciągnął mi usta, jakbym był bohaterem amerykańskiej kreskówki: pozytywizm, cóż za wspaniałe czasy, prozaicy dokopali wtedy poetom, jakże mizernie wyglądały wierszyki Konopnickiej czy nawet Asnyka obok sążnistych próz Prusa czy Sienkiewicza. Ale to se ne wrati, pomyślałem. Za wszelką cenę szukałem jednak pocieszania. I, jak mi się zdawało, znalazłem.

– Zobacz – darłem się, biegnąc do kuchni – patrz, przecież nominowali do NIKE także prozaików: Masłowską, Goerke, Sapkowskiego. Jest i dla mnie nadzieja.

– Nie sądzę – powiedziała moja odwieczna. – Nie jesteś przecież ani kobietą, ani znanym autorem prozy popularnej.

– I co z tego?

– Trzeba ci wszystko tłumaczyć, jak dziecku. Wniosek jest jeden: twoje szanse wypromowania się jako prozaika są nieomal równe zeru. No chyba że zaczniesz pisać wzruszające powieści o dzieciach upośledzonych, albo lekkostrawną prozę dla gospodyń domowych i licealistów. Możesz też spróbować zmienić płeć. Ale tego ostatniego, prawdę powiedziawszy, nie chciałabym, a ty chyba też nie.

Fakt, lubiłem pisać prozę, ale nie do tego stopnia. Powlokłem się z powrotem do pracowni, zległem na ascetycznej leżance i tępo wpatrywałem się gazetę. Wpatrywałem się i wpatrywałem, aż wreszcie doznałem iluminacji. Przecież to z nominacjami do NIKE jest coś ewidentnie nie tak, a nie z prozą. Wystarczy się przyjrzeć się im nieco bliżej. Miłosz został nominowany dwukrotnie, za Drugą przestrzeń i Orfeusza i Eurydykę, mimo iż już w poprzednim roku oficjalnie oświadczył, że nie chce, aby jego książki były brane pod uwagę jako kandydatki do tej nagrody. Jurorzy chyba o tym całkiem zapomnieli. Nominowali też Szarą strefę Różewicza, książkę świetną, co prawda, to prawda. Ale przecież jest mało prawdopodobne, żeby jury postawiło znowu na poetę, którego nagrodziło całkiem niedawno, bo w roku 2000. A Dzień świra Koterskiego to już całkowite nieporozumienie; Koterski jest ciekawym i ostatnio popularnym reżyserem filmowym, ale to nie powód, żeby od razu robić z niego ważnego dramatopisarza. A czy książki reportażystów, Hugo-Badera, Jagielskiego czy Tochmana, nie znalazły się na liście nominowanych tekstów na przykład dlatego, że ci autorzy są przypadkowo dziennikarzami „Gazety Wyborczej”, która do spółki z NICOM-em funduje nagrodę? Wypłynąłem na szeroki przestwór spiskowej teorii dziejów, moja myśl nurzała się w głębiach domysłów, znajdując subtelne nici powiązań między z pozoru przypadkowymi wydarzeniami.

– To spisek przeciwko prozaikom – zawyłem znowu i zemdlałem. Kiedy wreszcie się ocknąłem, moja odwieczna, acz nieoficjalna narzeczona siedziała obok mnie, ocierała mi pot z czoła i mówiła uspokajająco:

– Nie martw się, przecież możesz ciągle pisywać podrasowane prozatorsko felietony.

(3 lipca 2003)


data ostatniej aktualizacji: