Wydawnictwo FA-art M.K.E. Baczewski: Andy Warhol w pościgu za pustą przestrzenią
 tu jesteś: strony autorówM.K.E. Baczewski

Andy Warhol w pościgu za pustą przestrzenią

Żaden ekshibicjonista nie uprawia swej działalności zawsze i wszędzie. A już szczególnie omija miejsca, gdzie jest to dozwolone. Takim miejscem wydaje się galeria sztuki.

Znacie pewnie ten kawał: Po co nam galerie sztuki? Bo dwie sztuki można kupić w zwykłym sklepie.

Ukrytym celem galerii sztuki jest konceptualizacja pojęcia piękna. Decorum zostaje odarte z kontekstu tego, co jest dekorowane. Mamy dekorujące, natomiast dekorowanego zostaliśmy pozbawieni. Czym jest zatem ten architektoniczny – na ogół – kontekst, w którego granicach sztuka jest jedna i niepodzielna? A decorum zapomina, że kiedyś było przymiotnikiem?

Czy sensem galerii sztuki jest plastyczna ekspozycja? Formułując taką tezę, dalibyśmy dowód niespostrzegawczości. W znacznie większym stopniu instytucja artystyczno-wystawiennicza gromadzi pustą przestrzeń pomiędzy przyozdobionymi ścianami. Sedno galerii sztuki stanowią zarówno powisające dzieła plastyczne, jak i marna gęstość zaludnienia.

Ale kto by pomyślał? Budynek wzniesiony z kabzy podatnika, a jego celem jest gromadzenie przestrzeni! Tyle że nie jest to przestrzeń dla wszystkich. To przestrzeń dla tych, co umieją przestrzeń zauważyć.

Wytrawni znawcy sztuki znają społeczny aspekt współczesnych działań artystycznych. Koneserzy sztuki szukają pod plastycznymi ośrodkami wolnych miejsc parkingowych. Oddani miłośnicy sztuki korzystają z błogosławieństwa darmowych chipsów.

Ale świątynie sztuki i ich mizerna obiektywność – czy nie wznosimy takich przybytków na wiwat? Kosztem wdów, sierot i paraplegików?

Proszę nie odsądzać mnie od czci i wiary. I ja sądzę, że demokratyczne społeczeństwo potrzebuje takich miejsc, które wydają się przeznaczone dla pożytku duchowej arystokracji. Pożytku tego nie należy jednak rozumieć potocznie.

Wyobraźmy sobie budynek, pod wszelkimi innymi względami całkowicie zbędny. Innych względów aniżeli te inne w zasadzie nie ma. Prócz tych, które nie istnieją, innych względów nie uświadczysz. Problem w tym, że i te względy istnieją wyjątkowo mało. Tego, co nie istnieje, na ogół również nie ma. Czemu więc służy galeria sztuki? Podtrzymywaniu wątlutkiego płomienia nicestwa? Pomyślałby ten i ów, że postawiono wielką atrapę odstraszającą naród!

Przez swą nieużyteczność, przez całkowity brak zastosowań publicznych, nareszcie przez zupełną nicość uzasadnień (a także przez wiele innych cech, które rozpoznacie po tym, że nie zostały tu wymienione) przynależy się temu miejscu – chcemy tego, czy nie – jakiś rodzaj złowrogiej aury. Myślimy sobie: oto świątynia nielegalnego kultu, oto dom nieprawości, oto Babilon. Ów tok myślenia jest jak najbardziej prawidłowy: złowroga aura to już wzgląd. Przez ten wzgląd mianowicie parkujemy gdzie indziej.

Przeciętny umysł wie, jak się zakończy walka Goliata sensu z Dawidem bezsensu. Tym gorzej dla przeciętnego umysłu. Damy mu autostradę bez zjazdów. My mamy galerię. I wolny parking pod galerią.

Swego czasu Andy Warhol uskarżał się na niską efektywność finansową przestrzeni, którą we współczesnym świecie zajmują kreacje sztuki: „Sztuka prowadzenia interesów jest o wiele bardziej interesująca niż sztuka kreowania sztuki, ponieważ sztuka kreowania sztuki, w przeciwieństwie do sztuki prowadzenia interesów, nie jest w stanie zarobić na utrzymanie przestrzeni, którą zajmuje”.

Nie zgadzam się z Warholem. Jeśli sztuka kreowania sztuki rodzi potrzebę odpowiadającej temu celowi przestrzeni, to skąd wiadomo, że przestrzeń ta nie zadba sama o swe interesy? Sensem sztuki jest oczywiście przestrzeń, bez dwóch zdań. Nie ma jednak żadnych powodów, by ją z góry stawiać na przegranej pozycji. Jeśli przestrzeń sztuki służy do wytwarzania wolnych miejsc parkingowych, to o co te pretensje? Sztuka prowadzenia interesów polega, najoględniej rzecz ujmując, na zaprzestaniu prowadzenia auta. Przynajmniej na jakiś czas.

Warhol zdaje sobie sprawę z ambiwalentnej natury własnej działalności plastycznej: „Jest ze mną tak, że z jednej strony wierzę w przestrzenie puste, a jednocześnie wytwarzam bez przerwy sztukę. Produkuję bez przerwy świństwa po to, by ludzie napełniali nimi swoje przestrzenie, które, moim zdaniem, powinny pozostać puste. To znaczy pomagam ludziom psuć ich przestrzeń, podczas gdy w rzeczywistości chciałbym im pomóc oczyścić ich przestrzeń”.

Po raz drugi nie zgadzam się z Warholem. Pusta przestrzeń – tak czy owak – stoi na wygranej pozycji. Trzeba ją tylko zauważyć. A to trudne, bo jest jej więcej.

To paradoksalne, ale Warhola kłopoty z przestrzenią wydają się związane z nadmierną koncentracją na przedmiotach, które ją zasiedlają: „Kiedy patrzę na przedmioty, widzę zawsze przestrzeń, którą zajmują. Chcę, żeby ta stracona przestrzeń znów się pojawiła, bo każda przestrzeń jest stracona, jeśli zajmuje ją jakiś przedmiot”.

W tekście Warhola pojawia się istotny problem. Przykuwanie uwagi (którego bohaterem jest ów Bogu ducha winny, lecz podejrzanie masywny przedmiot) nie może być uznane za całkowite skupienie, w istocie bowiem jest odwróceniem uwagi od reszty świata.

Przedmiot, ze względu na swą naturę i nazwę, jest tym, na czym się skupiam: przedmiotem obserwacji. Ale każde skupienie uwagi na czymś oznacza rozproszenie uwagi wobec wszystkiego innego. Rozwiązanie tego problemu mogłoby być proste. Wystarczy odwrócić proces koncentracji i ujrzeć wszystko, co nie jest przedmiotem. Prawda, że łatwe? I łatwe, i niemożliwe.

Nie widzę poza tobą świata, przedmiocie mojej obserwacji – powiada Warhol. Skupiłem wzrok i zgubiłem wzrok. Widzę ciebie, ale jestem ślepcem dla wszystkich innych. Zabierasz mi przestrzeń i zajmujesz miejsce, w którym, być może, byłoby coś, co by tam było, gdyby nie było tam ciebie. Nadmiar uwagi może być jej brakiem. Przykuwasz mnie do siebie, przedmiocie mojej obserwacji, i odtąd nie jestem już wolnym człowiekiem.

Przedmiot mojej uwagi jest przedmiotem mojego braku uwagi dla wszystkich innych przedmiotów. Pogrążyłem się w czymś, w czym nie powinienem był się pogrążyć. Oto mój problem.

I jeszcze Warhol: „Jeśli widzę fotel ustawiony w pięknej przestrzeni, to wiem, że jakkolwiek wielkie byłoby piękno fotela, nigdy nie dorówna pięknu pustej przestrzeni”.

Co to znaczy: „piękna przestrzeń”? Widzieć przestrzeń – to odwrócić wzrok od piękna.

W tekście zatytułowanym skromnie Filozofia Warhola od A do B i z powrotem świeżo upieczony filozof zwraca uwagę na niemożliwość określenia zjawiska, które nosi bardzo nieprecyzyjną nazwę pustej przestrzeni. Pusta przestrzeń pojawia się dla nas tylko jako przestrzeń zanieczyszczona przez to, co nam się nie podoba. Odczuwam jej istnienie jedynie pod postacią nienawiści wobec okupującego ją przedmiotu.

Warhol chciałby usunąć przedmiot, ponieważ uniemożliwia mu on obserwację przestrzeni jako całości – całości, która może być widoczna dopiero wtedy, gdy zostaną usunięte ograniczające ją od wewnątrz przedmioty. Przestrzeń, ze względu na swoją wielkość i wszechobecność, nie może być widoczna, ponieważ zasłaniają ją przedmioty mniejsze od niej. Podobnie termin „wszystko” może być zrozumiały tylko jako kategoria abstrakcyjna – językowa. Postrzeganie świata ma charakter poniekąd językowy, a językowość w tym przypadku oznacza wyłączenie, wykluczenie, wyrywkowość. Przestrzeń może być tylko pomyślana, nie może natomiast być zauważona – poza aktem buntu wobec zajmujących ją przedmiotów, który to akt z natury rzeczy wydaje się modyfikacją mechanizmu rozpoznania piękna i brzydoty.

Ruch ten wcale nas jednak nie zbliża do określenia pustej przestrzeni. Gdy dokonaliśmy podziału świata na przestrzeń piękną i brzydką, przekonujemy się, że piękne przedmioty zajmują przestrzeń bardziej jeszcze niż te brzydkie. Każde więc rozpoznanie piękna lub brzydoty pozostaje w ścisłym związku z pustą przestrzenią. Pierwsze jest zapomnieniem o niej, drugie – uczuciem jej braku.

Pusta przestrzeń ma naturę paradoksalną. Daje o sobie znać dopiero wtedy, gdy zaczynam odczuwać jej brak. Aparat estetyczny, którego działanie rozpoznajemy pod postacią efektu polaryzacji przestrzeni – na przestrzeń piękną oraz brzydką – w istocie rzeczy sprząta nam przestrzeń sprzed samego nosa. Usunięcie z pola widzenia przedmiotów nacechowanych ujemnie będzie wyjściem połowicznym. Być może aparatura estetyczna dokona ponownej stygmatyzacji widzialnego świata.

W ten niewinny sposób zbliżyliśmy się do sformułowania nowej definicji galerii sztuki. Galeria to takie miejsce, którego sensem i celem jest uwydatnienie pustej przestrzeni – przez kontrast ze znajdującymi się tam przedmiotami mającymi obsługiwać nasze pojęcie piękna.

Istota galerii sztuki odsłania się dopiero po opuszczeniu świątynnych progów. Decorum jest próbą zasłonięcia świata, próbą skazaną na niepowodzenie.

Ale jakże tu żyć w świecie, gdzie piękno jest pożytkiem dla niewielu, a przestrzeń pociechą dla jeszcze mniej licznych?

Bardzo łatwo.

Pierwsza rada: kupujemy sobie samochód. Druga: szukamy miejsca do parkowania (w zasadzie już je mamy).

Wiecie, ilu kierowców skazanych jest na śmierć z wyczerpania, bo brakuje dla nich wolnego miejsca na parkingu? Statystyki mówią za siebie. Ileż to niewinnych ludzi pomarło za kierownicą!

Mądrzy ludzie, ci, którzy wiedzą, jakie korzyści płyną z istnienia galerii sztuki, potrafią korzystać z instytucji kulturalnych zgodnie z ich przeznaczeniem. Dla wszystkich miejsc parkingowych nie wystarczy! Powinni tę prawdę wykładać w szkołach, nieprawdaż?