Wydawnictwo FA-art Konrad C. Kęder: TANIA JATKA
 tu jesteś: strony autorówKonrad Kęder

TANIA JATKA

Kot (nie chodzi o Kota Przyborę ani o Kota z Cheshire) pyta mnie, dlaczego nie wypowiedziałem się w Wielkiej Ankiecie „Dziennika” o pisarzach przecenianych i niedocenianych. Cóż rzec? Tylko prawdę – po pierwsze, „Dziennik” mnie na wakacyjne ogórki nie zaprosił, po drugie, lecz mniej przecież ważne, nie mam nic na ten temat do powiedzenia.

Chociaż zaraz, właściwie to coś by się znalazło!

Od razu przyznam, że nie śledziłem pilnie kolejnych wypowiedzi w ankiecie, zajrzałem jednak trochę przypadkiem, a trochę z towarzyskiego obowiązku do tekstów osób na tyle mi bliskich, że mogą horyzont mojej percepcji w takim czy innym sensie opuścić, z czego Dariusz Nowacki ostatnio skorzystał, opuszczając stopkę redakcyjną „FA-artu”. No i właśnie tekścik Dariusza Nowackiego w „Dzienniku” (autor w formie, ganiąc chwali, chwaląc gani, a nikogo nie uraża), tekścik ów zatem natchnął mnie do rozmyślań nad jeszcze jedną możliwą do wyobrażenia przestrzenią, wywoływaną przez akcje przeceniania i niedoceniania. Czy raczej wywoływaną przez słowa „przecenianie” i „niedocenianie”.

Pomyślałem sobie otóż, że polityka kulturalna i opinie przedstawicieli elity to jedno, tu bowiem idzie wielofrontowa walka o to, kto będzie miał godnych partnerów i pomagierów w objaśnianiu świata: naukowcy czy duchowni, a dyskutowane jest to, czy naukowcy i duchowni w ogóle potrzebują pisarzy, skoro sami (często) potrafią pisać. Właśnie z tego powodu, że naukowcy i duchowni potrafią (często) pisać, pisarze są przeceniani i niedoceniani.

Gdy jednak idzie o drugie, czyli obrót towarowy, to pisarzy zwykle nie doceniają zwykli czytelnicy, w związku z czym przeceniać ich muszą praktyczni księgarze. To znaczy – księgarze przeceniają książki, a nie pisarzy, ale każdy, kto zna choć jednego pisarza, wie, że to właściwie („na imię mam milion albo przynajmniej tysiąc – nakładu”) to samo. Nic bowiem bardziej pisarza nie boli, jak odnalezienie swojej książki na półce z przeceną lub zgoła w wyspecjalizowanej księgarni z tanią książką. Tania Jatka wielu z nich wydaje się wręcz samym dnem. Tymczasem jednak – jak to często na dnie – od spodu słychać pukanie.

Jeśli bowiem na czymkolwiek polega powrót centrali (a dopóki znów nie zobaczę w każdym mieście szyldu Centrali Rybnej, nie uwierzę), to – w związku z literaturą – na próbach powtórnego ustanowienia monopolu w hurtowym obrocie książkami. Próbach, bo to jednak nie do zrobienia, a powtórnego, bo tak za PRL-u było. Po prawdzie, to księgarze nie przeceniają już książek, to się tylko tak mówi, ale nie przeceniają nie dlatego, że chcą dowartościować pisarzy, tylko dlatego, że książki niesprzedane po prostu zwracają macierzystym hurtowniom, a te – wydawcom. Dopiero zaś wydawcy, korzystając z wytrycha pod nazwą „końcówka nakładu”, która to końcówka czasem bywa bardzo długa, opylają książki Tanim Jatkom, które z kolei też często bywają swego rodzaju hurtowniami. Przeceniać bowiem, czyli usiłować sprzedać po cenie niewiele wyższej od ceny zakupu, można coś, co się wcześniej kupiło, a to księgarzom zdarza się sporadycznie.

Kto tam jednak puka od spodu, skoro już przy komercyjnym dnie jesteśmy? Wraz z niemal nieograniczonymi możliwościami publikowania pojawiła się wszystkim znana ze słyszenia i miętoszenia (bo przecież nie z czytania) kategoria książek przecenionych w chwili wyjścia z drukarni – takich, które przede wszystkim się wręcza i rozdaje, i które jeśli w ogóle trafiają do szerszej dystrybucji, to co najwyżej taniojatkowej. Obieg niedotaniojatkowy to jest, jak sądzę, ważny fenomen współczesnej kultury literackiej. Z niewielką przesadą można powiedzieć, że istniejący w nim pisarze są zawsze i przez wszystkich, często także przez siebie, przeceniani – choć w różnych tego słowa znaczeniach.

I na temat problemu z tym obiegiem warto by może przeprowadzić ankietę, pospolite ruszenie po rozum do głowy. Na razie nikt bowiem nie ma pomysłu, co zrobić z autorami i książkami obiegu niedotaniojatkowego, przecenionymi na starcie. Chyba idą na nich i ich produkcje grube pieniądze i to nie tylko prywatne. Kapitał społeczny, który angażują, też bywa niemały, choć często lokalny. Zatem odpowiedzi, że drukarnie i skupy makulatury muszą z czegoś żyć oraz bąkanie o bezpańskich grafomanach są odpowiedziami może dobrymi, ale nie przeceniałbym ich trafności.