Wydawnictwo FA-art M.K.E. Baczewski: OPOWIEŚĆ O MYŚLĄCYM CZŁOWIEKU
 tu jesteś: strony autorówM.K.E. Baczewski

OPOWIEŚĆ O MYŚLĄCYM CZŁOWIEKU

Proszę nie mieć mi tego za złe, że zabieram głos w imieniu przysłowiowej milczącej większości, która wszak nie ma i nigdy nie miała najmniejszego obowiązku spełniania powinności wynikających z przynależności do określonego gatunku, ale coś mi się zdaje, że my, ludzie, jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Tak, w pewnym sensie wszyscy jesteśmy upokorzeni, zmarginalizowani, wykluczeni i co tam jeszcze? Niepełni.

Żeby być ludźmi, musimy być rozumni. Bez przerwy i spoczynku. Rozrzutnie rozumni, rozumni na wiwat. Rozumni w pociągu i przeciągu, w tańcu, różańcu i na szańcu. W moherowych beretach, czakach, fezach i arafatkach. W panamach i piżamach. Wszędzie, a nawet prawie wszędzie. Bo w seksie to bodaj już nie. Rozumny w łóżku? Nawet by się nie „rozpłynął w miłosnym uniesieniu”, jak to pisała autorka powieści Na ustach grzechu. Rozum ma jednak swoje obowiązki, o których organ kopulacyjny wolałby nie wiedzieć.

Zdawałoby się, że należymy do gatunku wyraźnie uprzywilejowanego przez przyrodniczą taksonomię. Każdy człowiek (przynajmniej w instrukcji obsługi, ulotce reklamowej czy na plakacie wyborczym) jest rozumny. Nawet skończony imbecyl może otworzyć leksykon na haśle „człowiek” i znajdzie tam intelektualną pociechę. Tymczasem jednak są tacy, co traktują z powagą swoje człowieczeństwo. Nie muszę chyba dodawać, że piszący te słowa ma honor zaliczyć do tego grona własną skromną osobę.

Jestem homo sapiens. Co to oznacza? To brzmi niczym ostrzeżenie. Czasem niczym ostrzeżenie, czasem niczym pocieszenie, czasem niczym niespodzianka. Zawsze, niestety, niczym obowiązek. Jestem człowiekiem, zatem muszę być rozumny. A co zrobić, żebym nie przestał być rozumny? Sprawa jest, niestety, nieprosta. Muszę myśleć. Gdybym przestał myśleć, wypisaliby mnie z gatunku.

Wybaczcie, drodzy bracia mniejsi, o ile któryś z was czyta te słowa, ale sądzę, że macie lepiej. Ot, taki borsuk (meles meles) wcale nie musi się wysilać, aby osiągnąć tożsamość egzystencji i bytu. Lisowi (vulpes vulpes) wystarczy, że jest lisem. Świstakowi, że świstakiem (marmota marmota). Jeżowi (erinaceus), że jeżem. Kot (felis) jest szczęśliwy po prostu ex definitione. A ja? Cóż ja. Ja muszę na siebie zasłużyć.

Że inni nie zawracają sobie głowy myśleniem? Co mi tam! Pracuję na średnią statystyczną. Na tych zwyczajnych: na modliszkę, rutę, żurawia, brzoskwinię, zimorodka, zaskrońca, sosnę, słonecznik, ropuchę i rzeżuchę. Na tych pospolitych: na tęgoskór, chmiel, cis, krwawnik i kruszynę. Na każdą zwyczajną, normalną, pospolitą istotę i rzecz.

Czy miałbym własny gatunek, gdybym nie myślał? Na to pytanie trzeba postawić radykalną odpowiedź. Gdybym zaprzepaścił differentiam specificam, postradałbym razem z nią i genus. Moje człowieczeństwo nakłada na mnie obowiązek myślenia. Wystarczy otworzyć encyklopedię. Nie jakąś tam specjalną. Pierwszą z brzegu. Vulpes może sobie być vulpes. Homo musi być sapiens. Nie ma innego wyjścia. Kiedy tylko to sobie uzmysławiam, staram się myśleć więcej; więcej i szybciej. Myślę o czymkolwiek, byle tylko nie przestać, byle myśleć. Szybciej, więcej, lepiej. Jeszcze bardziej być homo sapiens. Inaczej odbiorą człowiekowi paszport człowieka, nie pozwolą mu być. Zabronią wstępu do ludzkich autobusów, do pociągów osobowych. Zmuszą wpisywać jego człowiecze nazwisko w rubrykę „inne gatunki”. A przecież ja nie chcę do „innych gatunków”! Przyzwyczaiłem się. Zżyłem. Zakorzeniłem. Chcę być człowiekiem.

Nie ma rady. Biorę się za myślenie. Merytorycznie i kompleksowo. Po tygodniu treningu mam już wynik całkiem godny uwagi. Tysiąc myśli na godzinę. Po miesiącu osiągam wydajność dwóch tysięcy myśli. W związku z powyższym rezultatem zaczynam wyżej podnosić głowę. Czynię to wszędzie: w pociągu osobowym dla osób myślących, w autobusie przeznaczonym dla ludzi myślących, w obywatelskim urzędzie dla myślących obywateli. I teraz myślę sobie już tak: przecież powinni te pociągi, autobusy i urzędy jakoś tam podzielić i wprowadzić pociągi, autobusy i urzędy dla myślących mniej oraz bardziej! Jasne, że powinni. Należą mi się bardziej osobowe osobowe pociągi, bardziej ludzkie ludzkie autobusy, bardziej obywatelskie obywatelskie urzędy. Kartezjusz powiedział: „myślę, więc jestem”, jeśli więc myślę więcej, bardziej jestem. A reszta jest prosta: bardziej osobowy, bardziej ludzki, bardziej obywatelski. Taki jestem.

Czy człowieczeństwo jest stopniowalne? Nie wiem. Myślę na wszelki wypadek. Nie można być człowiekiem mniej lub bardziej, ale można być bardziej albo mniej rozumnym. Problem w tym, że na idiotyzm dają dzisiaj papiery, natomiast na mądrość – już nie. Można mieć certyfikat kretyna, ale jak już człowiek jest mądry, to mu tego nie poświadczą na piśmie. Przecież to niesprawiedliwość! Nie powiem – są doktoraty, są tytuły naukowe, ale prawdę powiedziawszy, to taki tytuł z jednej strony mądrości nie dowodzi, z drugiej – wcale nie pomaga w życiu. Jak człowiek ma w ręku żółte papiery, to ani do wojska nie musi iść, ani do żadnej pracy. Bo go nie przyjmą. Wariat – ten to dopiero ma życie! Klawe jak klawesyn. A z papierem profesora to można sobie tylko „abstra” albo inne rzeczy „hować”. Nic więcej. Dlatego jeśli już ktoś myśli, to niech wie, że myśli dla własnej przyjemności. Dla własnej przyjemności i na własne ryzyko. Najlepiej niech to robi w wolnych chwilach. Chcesz myśleć cały czas? Załatw sobie żółte papiery. Jedyne wyjście. Do wojska cię nie wezmą, dadzą rentę i będziesz sobie mógł myśleć przez całe życie. Bez przerwy. Tak jak ja.

No tak, ale teraz niewiele już mogę uczynić: dwa tysiące myśli na godzinę to wynik tak wyśrubowany, że potrzeba zawężać sam myślowy materiał, żeby coś tu jeszcze poprawić. Gdzież mi tam medytować nad skończonością ludzkiego (a więc myślącego) żywota. Albo nad marnością rzeczy. Nie ma na to czasu. Myślę o drzewie, o drugim drzewie, o dwóch drzewach razem. O trzecim, w oddali, o koalicji pierwszego z trzecim, drugiego z trzecim, o trójce i niebycie trójki. Sprawdzam zegarek. Zajmuje mi to circa 10 sekund. Osiem myśli w 10 sekund! No, no, nieźle...! Ale szkoda czasu. Do roboty. Myślę o ptaku siedzącym na jednym z drzew. Gdyby siedział na innym drzewie, czy byłby wówczas innym ptakiem? Czym ten ptak jest bardziej: siedzącym na tym drzewie, czy niesiedzącym na tamtym? Jakże to roztropne pytanie, jakie mądre w swej prostocie! Ale niestety. Rozumowanie ma jedną wadę. Jest zbyt czasochłonne. Już 20 sekund w odbycie, a ja wykonałem dopiero 10 myśli. Teraz trzeba nadganiać: ptakdrzewa, ptaknieba, ptakptaka. Ptakoptak. Tymczasem mija kolejne 10 sekund, a my nadal jesteśmy zapóźnieni w rozwoju. Myślenie jest takie dekoncentrujące! Nie ma rady, trzeba zacząć liczyć. Gałązka, druga, dwie gałązki. Gałązka do kwadratu, pierwiastek z gałązki, dwa kwadraty, pierwiastek z kwadratu, silnia, bezsilnia... Dobry Boże, stworzycielu myśli, że tak się wyrażę, minuta, a myśmy wykonali dopiero 30 myśli!

A więc po prostu. Dwaidwacztery. Trzyitrzysześć. Pięćipięćdziesięć. Sześćisześćniesześć. Człowiek to brzmi dumnie. Ale jest takie wyczerpujące!

Tu nie chodzi o to, że nie może istnieć człowiek niemyślący. Że razem z jego myślami ginie jego człowieczeństwo. Tu chodzi o to, że po prostu zdechłoby się ze wstydu, gdyby jakiś byle cieć zatarasował nam wejście do knajpy, wrzeszcząc: „No i czego tutaj, raso pręgowana?! Wstęp tylko dla ludzi!” Niemyśląca odmiana człowieka zapadłaby się pod ziemię ze wstydu. Tak przynajmniej myślę. Tak mi się zdaje.

Trzeba myśleć ze wszystkich sił, myśleć na wyprzódki, myśleć w tempie karabinu maszynowego. Rzecz w tym, żeby przyszło człowiekowi na myśl coś prostego, łatwego, co by przeszło przez myśl z prędkością błyskawicy, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Myśleć więcej i szybciej. Więcej, szybciej i bardziej.

Myśleć z prędkością 25 klatek na sekundę. Marzenie. Na razie osiągam rekord Galaktyki. 3600 myśli na godzinę. Jedna na sekundę! Teraz to ja jestem homo sapientissimus. Kto by pomyślał?! Taki ja!

Dwaidwacztery. Co by było, gdyby zabrakło myśli? Strach pomyśleć. Ale myśleć trzeba. Razdwatrzycztery. A przecież istnieje takie ryzyko. Pięćsześćsiedem. Kiedyś może nadejść chwila, że utracimy myśli. Brrr... Osiemdziewięćdziesięć. Na samą myśl, że można utracić myśli, od razu robi się człowiekowi bezmyślnie. Razraz. Ale od czego rozum? Mam kilka książek w witrynie, bardzo szybkich do pomyślenia: „Nic”, „Zmory”, „Mdłości”, „Rozpacz”, „Soso”, „Głód”. Teraz lista nałożnic: Ania, Ewa, Ela, Ala, Ola, Ula, Hildegarda (ostatnią pozycję anulować!). Teraz płyty: Bach, Bach, Bach, Bach, Flieck, Liszt, Bach. O, trzeba by przestawić! Na razie nie ma na to czasu. Trzeba myśleć.

Myślenie ma przyszłość. Przeszłość też. Tylko na czas teraźniejszy nie może sobie pozwolić. I w tym cały problem.