WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA
 tu jesteś: Miesięcznik nr 73, maj 2004
PACUKIEWICZ

LINIA WYSOKIEGO NAPIĘCIA

I znowu prawie całą noc przekiblowałem w kuchni, na przemian paląc papierosy to
      pokasłując, jakby czymś zakłopotany
Rano, w okrągłym łazienkowym lustrze nieogolony hipochondryk diagnozuje: Twoja
      dusza jest kwadratowa
Nie boję się jednak nawrotów, raczej przerzutów, obserwacji z lotu ptaka, gdy flegma
      leniwie spływa ze mnie w kolanko zlewozmywaka
Usilnie wpatruję się więc w tworzone losowo na ekranie komputera logarytmiczne
      struktury wygaszacza, tak na wszelki wypadek


Druty za oknem wciąż schodzą się, przeplatają i odskakują od siebie jakby oglądane
      przez szybę pędzącego pojazdu
Podobno ta linia nigdzie się nie kończy ani nie zaczyna. Tymczasem dominuje jednak
      prowizorka, jedzenie z gruntu
Wydane na pastwę tasiemca, metafizyki, czy jak tam to zwał, dla zmyłki
Podmieniam więc w wyimaginowanej zupie bezkształtny kawałek mięsa na zegarek
      pracujący dotychczas bez zarzutu, tak na wszelki wypadek


I setki tym podobnych dowodów na istnienie trwają w mocnym postanowieniu
      najwyższej gotowości
Prawdopodobieństwa, dajmy na to ten podręczny jeleń śpiący snem sprawiedliwego
      w przedpokoju – co prawda
To prawda, pierwszy z brzegu przykład, tymczasem jednak pozostałe w ukryciu
      gatunki dziwaczeją, gadają same do siebie:


Czy to przypadkiem nie schody odeskie schodzą ku ruinom morza podłóg, tam gdzie
      leniwa fala niesie szkielet dinozaura? A jak leci
Poza tym? Mięśniolot wyruszył już w swą dziewiczą podróż a lotnictwo schodzi
      do podziemia, teraz trudno więc będzie
Cokolwiek przywołać od początku do porządku: O świcie w mojej krtani zamiera ptasi
      śpiew. – Nad ranem w gardłach ptaków zalega żabi skrzek?

Kąsa dziąsła temat ważki, papier osy i nie, bo (potem śmierdzi w mikrobusie)



„CZARNY ŚLĄSK”. WIERSZ BIAŁY


Festyn górniczy albo Rozległe oparzenia górnych dróg oddechowych a
Może Najdalej rzuciło elektrykiem, ponad dziesięć metrów chodnika
A zatem W powietrzu podniosło się stężenie ołowiu, zarazem
Skażonego promieniotwórczym pierwiastkiem złomu nie tyka

Nikt, a gdyby Z cmentarza skradziono literki, jednakże Tu nie ma reguły, a gdyby
Jednak Ta zasada jest żrąca jak kwas, czy też może Chluśnie, rozpuści
Wszystko, chociaż Na horyzoncie pojawiły się mechaniczne trójnogi, z drugiej jednak
Strony I łożyska kulkowe laserem siejąc strach i spustoszenie, stąd

Też Niewidzialny człowiek okazał się albinosem, aczkolwiek Gdyż robota
Na czarno Toteż palnik Tudzież radar Zabili go i uciekł – przy
Czym Szyb upada na zbiorniki z kwasem, no i Kontuar też
Zaczął się, no Palić, o Od strony stadionu KS „Silesia” dochodzą odgłosy jodłowania
         oraz


W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w
Trzcinie Stół z powyłamywanymi
Nogami Wyrewolwerowany
Kaloryfer Jola lojalna, lojalna


Loja – Nie, tu nie było nikogo, czyż nie i
O.



Wiersze Marka Pacukiewicza - wydawać czy nie wydawać?
natychmiast wydać!
wydać za miesiąc - dwa...
najwcześniej za rok



Menu miesięcznika FA-art