Dla ludzi żyjących w połowie XX wieku rewolucja w kuchni musiała być nielichym wstrząsem. Autorom piszącym w tamtych czasach sfera gastronomiczna wydaje się ulubionym obiektem dla wiwisekcji – żarcie w tabletkach, glony o smaku steków wołowych, sushi z celulozy. Podróże kosmiczne były zawsze przereklamowane. W istocie są to zjawiska marginalne w sensie rynkowym. Zawsze najlepiej wyglądały na ekranach. Rewolucja w tej materii, taka, jak widzieli ją autorzy powieści fantastycznych, nigdy nie była możliwa.
Problem w tym, że dla bohaterów powieści współczesnej technologia jest rzeczą zrozumiałą. Posługują się nią oni z zupełną nonszalancją. To część otaczającego ich świata. Bond nie zarysuje jaguara. Osobliwe, że uwaga ta nie dotyczy artefaktów wymyślonych przez Juliusza Verne'a. Jego powieści są instrukcjami do czytania samych siebie. Ryzyko wyjaśnienia nie zagraża również gadżetom opisanym w Przystanku Strugackich (powieści, według której powstał film Stalker), jako że technologia jest tam rzeczą niezrozumiałą i nonsensowną, czyli taką, jaką jest ona w najgłębszej swej istocie.