Redakcja Nowy numer Archiwum Prenumerata Książki Strony autorów



Widzi mi się Przeglądarka Kęsim kęsim Wilczym okiem
Książki nadesłane Konkursy Inne strony WWW Listy do redakcji


Widzi mi się

GDZIE CI MĘŻCZYŹNI, GDZIE TEN MODERNIZM?…

  • Uczulonym na postmodernizm wielką przysługę oddał swoją najnowszą książką Włodzimierz Bolecki. Wszak czyta się nie dlatego, żeby się czegoś dowiedzieć, lecz po to, by potwierdzić własne przedsądy, a teraz można nie tylko powoływać na świadka własną niechęć, ale również kląć się autorytetem (autorytetem Instytutu Badań Literackich PAN lub nawet samej Historii Literatury). Polowanie na postmodernistów ucieszyło Mieczysława Orskiego, bo wiadomo, że dla naczelnego „Odry” postmodernizm to elegancki synonim grafomanii. Omawiając książkę Boleckiego, Orski przy okazji zawiadomił nas po raz kolejny, że ma jak najgorsze zdanie o prozaikach z kręgu „Twórczości”: „Często były to po prostu mniej lub bardziej udane i mało oryginalne podróbki zachodniej myśli i twórczości, dokonywane np. w »nowej« literaturze przez zwolenników tzw. »rewolucji artystyczno-językowej«”. Wygłosiwszy tę opinię (mniej lub bardziej udaną i mało oryginalną podróbkę rodzimej myśli krytycznej), nasz recenzent zdobył się na szczyty złośliwości i zadał takie oto retoryczne pchnięcie (w nawiasie): „gdzie dziś autorzy z tamtych lat, gdzie ich wydawane w wielotysięcznych nakładach i szeroko, choć z małym skutkiem promowane tomy i tomiska”.
  • No właśnie – gdzie? Otóż dokładnie tam, gdzie zalegają również dzieła takich tuzów polskiej literatury współczesnej, jak Leopold Buczkowski, Teodor Parnicki, Tymoteusz Karpowicz, Witold Wirpsza, Leon Gomolicki, Bernard Sztajnert. Na zakurzonych półkach bibliotecznych. Nie jest to los do pozazdroszczenia, ale za to… w jakże doborowym towarzystwie!
  • A teraz poważnie. Mniej obchodzą mnie chłopcy (ci od Berezy), bardziej – mężczyźni (Buczkowski, Parnicki, Karpowicz itd.). Bo jeśli łatwo objaśnić niechęć czytelników (trudne, panie, czytać się nie da!), to przynajmniej na pierwszy rzut oka dziwne się wydaje, że krytycy literaccy i akademiccy poloniści nadal pomijają najświetniejsze karty powojennej literatury polskiej!
  • Wymienieni pisarze są jednocześnie poważani i lekceważeni. Nikt nie kwestionuje, że należy się im miejsce w historii literatury ojczystej, ale zarazem milcząco sugeruje się, że najlepiej, gdyby to było miejsce osobne, petitem i na marginesie prawdziwie istotnych zjawisk. O ich twórczości pisze się uczone artykuły i książki, a jednocześnie wielu głośnych literaturoznawców, przyciśniętych do muru pytaniem, potrafi tyle tylko powiedzieć, że pisarze ci poszukiwali nowych form wyrazu artystycznego. Bla, bla, bla! Jakiś przykład? Służę przykładem. Oto jak Piotr Śliwiński na łamach „Kuriera Czytelniczego” (nr 5/2000) tłumaczy pospólstwu pożytki z czytania Karpowicza: „Gdybyśmy bowiem mieli samych Miłoszów, szybko byśmy się nimi znudzili”. Zaiste, piękny i dworny komplement!
  • O twórczości wymienionych autorów wiemy niewiele. Bezradni stajemy nie tylko przed pytaniem o poetykę, ale również przed bardziej elementarnym: o co w pisarstwie tym biega? A bezradność ta wynika przede wszystkim z zaniedbań w lekturze. Po prostu – mało kto czyta najważniejszych pisarzy współczesnych.
  • Swoje robią stereotypy literatury trudnej, wysilonej formalnie, niezaangażowanej, „socparnasistowskiej”. Przypuszczam, że Michał Głowiński będzie się musiał gęsto tłumaczyć przed Najwyższym Trybunałem z felietonu, w którym ukuł to zgrabne przezwisko – „socparnasizm”. Przede wszystkim dlatego, że dla leni ten felieton do dzisiaj jest okolicznością zwalniającą z powinności lektury. Ale tak naprawdę trudno mówić w tym wypadku o obowiązku. Tu właśnie pies pogrzebany! Można być krytykiem, literaturoznawcą, nauczycielem, nie zajrzawszy nigdy do książek Buczkowskiego czy Parnickiego! Jasne, że nie można przeczytać wszystkiego. Tyle tylko, że – podkreślam raz jeszcze – chodzi o najwybitniejszych pisarzy współczesnych.
  • Dobrze, daruję Gomolickiego i Sztajnerta, ale pozostałych nie odpuszczę. I widzą Państwo, na obowiązującej mnie liście lektur z literatury powojennej wszystkie te nazwiska nawet są, ale nie z tymi, co trzeba, najlepszymi książkami. Jest Buczkowski, ale nie z Kąpielami w Lucca, tylko z Czarnym potokiem. Jest Parnicki, ale nie ze Słowem i ciałem czy Muzą dalekich podróży, tylko ze Srebrnymi orłami. Jest Karpowicz, ale nie z Odwróconym światłem, tylko z enigmatycznym wyborem wierszy (dam sobie głowę uciąć, że chodzi o nieśmiertelny Rozkład jazdy). Zachowując wszelkie proporcje, to tak, jakby wnioskować o Słowackim na podstawie lektury Lambra i Kordiana.
  • Gdy układano listę lektur, to zapewne układającym zmiękło serce na samą myśl o studentach polonistyki, męczących oczy i umysł przy czytaniu Kąpieli w Lucca, Słowa i ciała, Odwróconego światła. Całe dziesięciolecia minęły od wydania tych książek, ale nic się nie zmieniło. Nadal się uważa, że ich lektura przekracza możliwości przeciętnego studenta. Niech będzie, ale – z drugiej strony – kiedy przeczytać te dzieła, jeśli nie podczas studiów? Nikt mi nie wmówi, że zainteresowani w przyszłości sami uzupełnią swoją edukację.
  • Wizja studenta biedzącego się czytaniem Karpowicza, Buczkowskiego czy Parnickiego to jedynie wykręt, który z powinności lektury zwalnia samych akademików. Czy nie łatwiej prowadzić zajęcia z Miłosza bądź Konwickiego? Skutkiem tego wszystkiego jest zaś zapoznanie całych obszarów rodzimej literatury nowoczesnej. Skutkiem tego wszystkiego za szczyt literackiej samowiedzy może dziś uchodzić Stasiukowa Dukla. No, ale takie będą rzeczpospolite literackie, jakie ich młodzieży chowanie…
  • Obraz literatury współczesnej został okrojony, zredukowany do zjawisk łatwo przyswajalnych. Oponując przeciwko postmodernizmowi, krytycy konserwują taki stan rzeczy. Czynią tak jakoby w imię modernizmu, polskiej literatury nowoczesnej, wzdrygając się zarazem przed myślą o konieczności zmiany uznawanych dotąd hierarchii. Bo gdyby doszło do dyskusji, to – po pierwsze – trzeba by poważnie potraktować to, co dotąd się lekceważyło. Po drugie – wytłumaczyć z lekceważenia.
  • Wychodzi na to, że właśnie nam, sympatykom postmodernizmu, zależy na odkryciu polskiego… modernizmu, na odkurzeniu jego szczytowych osiągnięć. Nie sposób bowiem mówić o modernizmie, mając na myśli wyłącznie Miłosza, Herberta czy Szczepańskiego. Trzeba również mówić o Buczkowskim, Parnickim, Karpowiczu. Paradoksalnie, to rzekomi obrońcy modernizmu wyrządzają mu szkodę, zawężając go do kręgu nazwisk, które adorują od lat.

    Krzysztof Uniłowski







    Powrót na początek strony

  • Przeglądarka



  • Masa redaktorów. Nie wiadomo kto, bo tekst nie podpisany, napisał notkę o kolejnym (7/2000) numerze „Res Publiki Nowej” w „Polityce” (nr 28/2000). Opracowanie graficzne jak zwykłego artykułu, więc chyba to nie reklama ani autoreklama, tylko szkolny przykład kryptoreklamy? Nie o tym jednak chcieliśmy, choć tytuł notki, Tematy, których się obawiamy, wręcz zachęca do pociągnięcia tematu – my chcieliśmy o zawartości notki w kontekście zawartości numeru „Res Publiki Nowej”. Jest otóż ów numer „RPN” poświęcony nicowaniu zjawiska opinii publicznej i przynosi m.in. fragmenty nie tłumaczonej na polski książki Waltera Lippmanna z 1922 r. Omówienie w „Polityce” rozpoczyna się, bez niespodzianek, cytatem z Lippmanna, a kończy zdaniem anonsującym dyskusję redakcyjną, która także znalazła się „RPN”, dyskusję „o kondycji współczesnej literatury polskiej i kreującej roli mediów w procesie lansowania literackich wydarzeń, takich jak przeceniona, zdaniem dyskutantów, powieść Piotra Siemiona”. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że przecena nastąpiła nie „zdaniem dyskutantów”, a zdaniem dwojga z szóstki dyskutantów, o czym wiemy, bo zapis dyskusji w „RPN” czytaliśmy. Drobna, doprawdy, różnica! Ciekawe bardzo, z kogo składają się owe „masy ludzi ledwie umiejących czytać, słabych na umyśle, poważnie zneurotyzowanych, niedożywionych i sfrustrowanych (…) [które] sprowadzają opinię publiczną do poziomu niezliczonych nieporozumień, zabarwionych przesądami lub uproszczonymi analogiami” – o których to pisze cytowany i w „Polityce” , i w „RPN” Lippmann?

    Kurs żarliwości. Ktoś z młodszego pokolenia mógłby pomyśleć, że jeżeli Adam Zagajewski ogłasza esej pt. Obrona żarliwości, to przewrotnie atakuje żarłoczny konsumpcjonizm wedle patentu używanego co najmniej od Pochwały głupoty. Ale nie, zdecydowanie nie, tekst w „Zeszytach Literackich” nr 3/2000 przynosi analizę wyważoną, pozbawioną ironii, gdyż autor właśnie między ironią a wiarą szuka sposobu bycia dla poezji i poetów. I znajduje ten sposób: rzeczoną żarliwość, która (prawdziwa!) nie dzieli, lecz łączy. Co? Niebo i ziemię, niskie i wysokie, ironiczne i wzniosłe. Przy czym „nie prowadzi [ona] ani do fanatyzmu, ani do fundamentalizmu”, a pozwala czerpać siły nie tylko z kontaktu z ziemią, ale także z kontaktu z niebem. Pełna pełnia to jest to, wszelako, nie podejrzewając, by Adam Zagajewski promował bycie nadczłowiekiem, rozumiemy, iż chodzi o to, by z zapamiętaniem kursować między opozycjami. Przy czym w zdaniu powyższym mocny akcent zostaje postawiony na zapamiętanie. Coś nam mówi, że w świecie bez nowoczesnych technologii, umożliwiających szybkie przemieszczanie się, taka propozycja byłaby nazwana promocją schizofrenii. Ale dzięki technologii owo zapamiętanie w kursowaniu nie jest nawet uzależnieniem, jeno wyrafinowaną, chwalebną konsumpcją.

    Pilot serialu? Jako pilot serialu pt. „Przecena gwiazd literatury lat dziewięćdziesiątych” wystąpił zgrabny szkic Magdaleny Bieńkowskiej Hoffmann – Schulz – Tokarczuk – estetyczne powinowactwa. W autorce Prawieku rozpoznano tu epigonkę Schulza, proponującą zaledwie ekologiczny kicz. W dodatku – i tu cały smaczek! – artykuł ogłoszono w „Kresach”, w numerze 1/2000. Wprawdzie lubelska redakcja, chyba nieco przestraszona własną śmiałością (lub tym, że tekst dziwnie wygląda na tle pochwał, których dotąd w „Kresach” Tokarczuk nie szczędzono), wydrukowała artykuł drobną czcionką w dziale Varia, odmawiając mu przy tym korekty, ale i tak efekt jest piorunujący. Ponieważ jakoś nie poruszyły nas trzy pierwsze powieści pani Olgi (śmiemy twierdzić, że dopiero w najnowszej książce narodziła się jako pisarka), załoga „FA-artu” przesyła „Kresowiakom” pozdrowienia i nie tai satysfakcji (a może nawet „satys-fuck-cji”). Witamy w klubie i prosimy o jeszcze. Może tak o Stasiuku? Albo – to już chyba jednak zbyt śmiałe marzenie – o Chwinie?

    W Paryżu już tego nie noszą! Skończyła się epoka dekonstrukcji stop w Paryżu pojawił się filozof stop Alain Renaut stop dla którego postmodernizm to już przeszłość filozofii – donosi Damian Leszczyński w artykule Alain Renaut i filozofia po postmodernizmie („Odra” 2000, nr 6). Tym samym, sugeruje autor szkicu, pora też skończyć z naśladowaniem postmodernistów (w Polsce). Rozumiemy, że prawdziwi modnisie dzisiaj naśladują Alaina Renaut’a!

    Logo. „Wymyśl logo dla mojej tożsamości” – głosi napis na okładce najnowszego „Portretu” (nr 10) i ma to dużo wspólnego z bliskim ujęciem oka dziewczęcia o długich, pociągniętych tuszem rzęsach na pierwszej i ostatniej stronie okładki oraz z pocztówką dołączoną do numeru a zawierającą takiż motyw. Poczuliśmy dreszcze metafizyczne, jak to samce, gdy muszą nazwać świat dla samicy, i zaczęliśmy się zastanawiać nad jakimś adekwatnym logo, skoro „Lolita” już się zużyła, gdy podczas wertowania numeru natknęliśmy się w dziale „Hyde Park” na wiersz Heinricha Marii Plecy pt. Wymyśl logo dla mojej cipki. Podejrzewamy grubymi nićmi szytą prowokację i pragniemy się odciąć słowami poety: „cipa pięknej / ku dzikiemu żalowi pisarzy / nie jest bytem osobnym”.

    Dają żyć. „Wszystkiego, co powiedziałem, nie należy traktować jako twierdzenia, że krytycy się mylą, natomiast autor sam jeden zna prawdę o swoich utworach. Chodzi po prostu o diametralnie odmienne stanowiska obserwacyjne, przy czym uważam, że moje, autorskie, wcale nie jest wyposażone w umiejętność rozpoznawania »ostatecznej prawdy« moich tekstów.” Tak rzekł Stanisław Lem w „Odrze” nr 7-8/2000 pod koniec swojego felietonowego wywodu i – jako praktykujących krytyków – bardzo to nas cieszy.

    Dziarskie chłopaki
    . W wywiadzie, jakiego dziennikowi „Życie” (z 20 lipca br.) udzielił pisarz fantastyczny, Rafał A. Ziemkiewicz, musiało, oczywiście, paść pytanie: „dlaczego polska fantastyka jest taka prawicowa?” Autor Pieprzonego losu kataryniarza to inteligentny facet, tym razem jednak postanowił pójść na skróty. Bo też Ziemkiewicz mówi w owym wywiadzie mniej więcej to, co kandydat do fotela prezydenckiego, Wałęsa: białe jest białe, czarne jest czarne. Ściślej rzecz ujmując: zdrowe jest zdrowe, chore jest chore: „Peerelowski salon literacki przypominał francuski dwór: mieli tam tylu syfilityków, że narzucili oni modę na peruki i pudrowanie twarzy. Ktoś, kto by eksponował na salonach, że ma swoje własne włosy i zdrową, rumianą cerę bez kiłowych wykwitów, musiałby być uznany za niewyobrażalnego prymitywa i gbura.” I tak, z jednej strony, mamy dzisiaj – poucza przepytywany pisarz – umoczony po same uszy w szambie PRL-u, oficjalny, głównonurtowy salon literacki, a ten lewicowy i zepsuty niejako z definicji, z drugiej zaś – środowisko fajnych, zdrowych na ciele i umyśle fantastów, którzy nade wszystko cenią sobie rzemiosło (literackie). Są – tu już dodajemy od siebie – jak czeladnicy z Szewców Witakcego: „bardzo przystojne, morowe, młode szewskie chłopy”.

    Koszta (lekturowe) zadumy (metafizycznej). Gdyby rzecz mierzyć liczbą pochwalnych recenzji, to bez wątpienia najważniejszą premierą literacką pierwszej połowy roku okazały się Zmierzchy i poranki Piotra Szewca. W sumie nie stało się źle. Możliwy był gorszy wybór. Co prawda, recenzje trochę na jedno kopyto. Pełno w nich tych samych myśli wzniosłych, metafizycznej zadumy, pochwały istnienia – ale może my się czepiamy? W każdym razie na łamach miesięcznika „Śląsk” (2000, nr 6) w metafizyczną zadumę popadł nawet zdeklarowany zwolennik awangardy (od futurystycznych początków po banalistyczny koniec), Paweł Majerski. Zadumał się również krytyk nad fenomenem niezgodności zamojskich chronometrów: „Doktor Tarnowski zauważa, że jest 7.24; dostrzega go Fajga Katz o 7.21; po czym dowiadujemy się, iż wychylającego się przez okno doktora widzi Chaim Brondwein – kwadrans po siódmej; pożegnawszy się ze swym gościem Salomea spogląda na zegar: minęła 7.30, potem widzimy doktora odczytującego godzinę z ratuszowego zegara: 7.27. Czy czas zmienia tor biegu?” Trzeba nam Majerskiego uspokoić. Autor Zmierzchów i poranków nie pokusił się o podważenie praw fizyki. To tylko powieściowe czasomierze okazują się niedoskonałe, spieszą się lub późnią, co zresztą nie ma większego znaczenia dla bohaterów utworu. Ci nawet bez pomocy zegara wiedzą, co w danej chwili powinni zrobić. To mianowicie, co robili wczoraj, zawsze i na wieki wieków. Wszystko to zostało w powieści powiedziane wprost (i to kilka razy), ale też nie ulega wątpliwości, że metafizyczna zaduma przeszkadza w lekturze.

    Miodolejstwu tak, wazeliniarstwu nie. Na łamach „Kuriera Czytelniczego. Megaronu” Karol Maliszewski kontynuuje szlachetne dzieło miodolejstwa. Hurtem omawia nadesłane pod jego prywatnym adresem tomiki poetyckie: „Chwilami odnoszę wrażenie, że listonosz nie odstępuje od moich drzwi i nie nadążam z otwieraniem kopert” – skarży się nasz biedny miodolejca w czerwcowo-lipcowym „Kurierze”. Nadesłane – dodajmy – przez poetów powiatowych i innych twórców minorum gentium, o których nie chce pisać prasa literacka, rzekomo zapatrzona raptem w kilkanaście nazwisk z poetyckiej czołówki. Tymczasem – powiada Maliszewski – żyjemy „w kraju tysięcy poetów”. Oczywiście, tak naprawdę, wcale nie tysięcy poetów, lecz tyluż grafomanów. No, ale każdy na kilka kropel miodu zasłużył. A jakże! I w tym zakresie Maliszewski to krytyk niebywały, nieoceniony, kochający, co wiemy od dawna, wierszokletów całym swym wielkim sercem. Mimo że zasadniczo jesteśmy zwolennikami poglądu, iż świętą powinnością krytyka jest nie zachęcać, lecz szczerze zniechęcać do pisania (choćby po to, by ulżyć listonoszowi w Nowej Rudzie), to jednak szlachetność Karola Maliszewskiego robi na nas ogromne wrażenie. Jest wszelako i mały zgrzyt. Oto recenzent (hurtowy?) powiada: „Kryzys i bieda w kulturze, samorządy skąpią wprost upiornie na jakąkolwiek imprezę nie kojarzącą się z szansą na sukces i masowym piciem piwa a tu… tomików jakby więcej”. Wzruszony tym tajemniczym fenomenem, Maliszewski skrupulatnie odnotowuje za każdym razem pełną nazwę sponsora i ukłony posyła: „Podziękować Urzędowi Miejskiemu w Koninie!”; „wypada tylko podziękować Wydziałowi Kultury Urzędu Miejskiego w Sosnowcu” itd. Czy to aby nie przesada? Po co mieszać miód z wazeliną?

    Oczami Tomasza J. Dlaczego książę z Maisons Laffitte twardo odmawia przyjazdu do Polski? To proste. Bo mu felietonista miłosny z „Twojego Stylu”, Tomasz Jastrun, Polskę dzisiejszą w jak najczarniejszych barwach przedstawia. Musiałby być Giedroyc samobójcą, by do ojczyzny odmalowanej w obszernym ni to eseju, ni to opowiadanku pt. Wiosna i blizny („Kultura” 2000, nr 6) peregrynować. Swoją drogą, ciekawa rzecz: na łamach swego macierzystego pisma Jastrun narzeka co najwyżej na pruderyjność Polek tudzież ich niekompetencję w zakresie ars amandi, cała reszta – cacy i palce lizać. W paryskim miesięczniku niejako odwrotnie – wszystko jest be i fe, o kobitkach zaś Jastrun w ogóle nie wspomina. Ad rem jednak… Co my tu mamy: „polskie niechlujstwo i bałagan”, „nieprzekładalność słów na działanie”, „mało która społeczność jest równie mało przygotowana na choćby mały ekonomiczny krach co nasza”, „z niepokojem śledzimy teraz rosnącą inflację i taniec złotówki”, „magiczny antysemityzm”, „autostrad jak nie było, tak nie ma” i tak dalej, i coraz wyżej wznosi się Tomasz J. na wyżyny czarnowidztwa. W Hollywood równolegle z Oskarami przyznaje się Maliny (nagrody dla najgorszego filmu, aktora itd.), nad Wisłą godła „Teraz Polska”. Czas pomyśleć o wyróżnieniach dla mistrzów antypromocji… Tomasz Jastrun, autor Wiosny i blizn, to mocna kandydatura.

    Wytwórnia aniołów. W 10. „Krasnogrudzie” esej samego naczelnego, Krzysztofa Czyżewskiego, zatytułowany Sacrum, faszyzm, Eliade (wcześniej w obszernych fragmentach drukowany w „Gazecie Wyborczej”; to była nieco dziwaczna promocja nowego wydania nieregularnika z Sejn). Esej jak esej, trochę zbyt widoczne szwy, trochę nazbyt to teatralne, nazbyt upozowane – bohaterowie, jak kukiełki, pojawiają się po to, by reżyser Czyżowski mógł z ich wypowiedzi skomponować zgrabny spór. Autor jednak podjął istotny problem. Nie chodzi mu o Eliadego czy inny remanent, ale o możliwości manewru ideowego, jakie stoją przed tzw. intelektualistą z naszego zakątka kontynentu: „Dlaczego myśl wolnego człowieka tak łatwo i niepostrzeżenie przeistacza się w ideologię zniewolonego społeczeństwa, a wola przemiany duchowej w przemoc wobec obcych? Dlaczego »biorąc na serio« wartości najwyższe, chrześcijańskie, odstępujemy od nich w imię wartości wyższych, takich jak dobro narodu czy silne państwo. W jaki sposób »zdeklarowany konserwatywny intelektualista przekształca się w prawicowego fanatyka, podobnie jak ‘postępowy’ humanista przeobraża się w prymitywnego, wojującego komunistę« [Manea]?” Cóż, odpowiedź jest oczywista i zawiera się w samym pytaniu. W stronę ideologicznego ekstremum popycha „intelektualistów” właśnie „wola przemiany duchowej”, przeobrażenia świata, narodu, społeczeństwa. Boże agnostyków, strzeż nas przed wszystkimi, którzy zjadaczy chleba chcą w aniołów przerobić!





  • Powrót na początek strony

    Kęsim Kęsim


    Józef Łoziński: Sponsor. Wydawnictwo Oświatowe „Atut”. Wrocław 2000.
    Come-back jednego z najaktywniejszych w latach 70. i następnej dekadzie prozaika z Wrocławia. Po przełomie roku 1989 Łoziński jakoś nie odnalazł się w nowych warunkach. Dał się za to poznać jako namiętny krytyk nowego ładu ustrojowego. III RP miał za złe głównie to, że nie chce wydawać jego książek, których z kolei nikt nie chce czytać. Czegóż zatem spodziewać się można po sierocie po słodkim PRL-u? Ano, pamfletu na kapitalistyczną rzeczywistość, to proste! Sponsor jest tedy powieścią wycelowaną w „ludzi sukcesu”. Najważniejsze wydaje się jednak to, iż nowa powieść Łozińskiego to utwór z kluczem. Rzecz powinna wywołać pewne poruszenie we wrocławskim środowisku intelektualno-artystycznym, osobliwie zaś w szeregach polonistów tamtejszego uniwersytetu. Dość powiedzieć, że głównym bohaterem Sponsora jest polonistyczny profesor Zawadka, którego kolegą jest profesor Bartnik, znany z telewizyjnego okienka. Powieść zaczyna się świetnie, po czym, w okolicach X rozdziału, wyraźnie siada. Zupełnie tak, jakby Łozińskiemu wyczerpały się pomysły, niczym króliczkowi Duracel bateryjki. Akcja powieści ogniskuje się wokół roboty, jaką zlecił Zawadce najbogatszy biznesmen dolnośląski, niejaki Will. Chodzi o spisanie i zredagowanie biografii człowieka sukcesu. Ozdobą powieści jest stylizacja archaiczna a la Gombrowiczowski Trans-Atlantyk. Rzecz w sumie sympatyczna i godna polecenia. DN

    Janusz Rudnicki: Męka kartoflana. Wydawnictwo Dolnośląskie. Wrocław 2000.
    Aby umilić nam długie chwile oczekiwania na premierową książkę, słynny szyderca z Hamburga ogłosił tymczasem swe dzieła wybrane. I tak, w dużej dawce mamy tu kawałki z debiutanckiego zbioru opowiadań Można żyć (1992) oraz odrobinę Cholernego świata (1994), wraz z fragmentami kontynuacji tegoż, czyli Tam i z powrotem po tęczy (1997). Ciekawym zabiegiem o charakterze redakcyjnym jest – jak o tym powiada Rudnicki w nocie na okładce – „zmontowanie w jeden różaniec pojedynczych paciorków Listów z Hamburga”, w wyniku czego powstało duże i – o dziwo! – dość spójne opowiadanie tytułowe. Całość zamyka posłowie pióra Henryka Berezy pt. Galgenhumor. Przypis głosi, że zagraniczny tytuł (po naszemu byłoby: wisielczy humor) ostał się na pamiątkę zdarzenia edytorskiego, jakim jest jednoczesna publikacja bliźniaczego wyboru prozy Rudnickiego w języku niemieckim (tam również posłowie Berezy). DN

    Manuela Gretkowska: Silikon. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2000.
    Przed dwoma laty ukazał się tom pierwszy pism rozproszonych Manueli Gretkowskiej (Światowidz). Przypomnijmy – było to zbiór reportażyków z podróży, kolekcja zwierzeń turystki niebanalnej, która na zlecenie ekskluzywnego magazynu „Elle”, gdzie pierwotnie owe impresje z podróży pojawiały się w odcinkach, odwiedziła cztery kontynenty. Obecnie otrzymaliśmy tom drugi, zawierający felietony tudzież mini-eseje Gretkowskiej, pisane na zamówienie wysokonakładowych magazynów „Cosmopolitan”, „Elle”, „Playboy”, „Twój Styl” i tygodnika „Wprost”. W części drugiej Silikonu znalazły się wywiady Gretkowskiej i z Gretkowską. Oczywiście, żadnej tajemnicy tu nie ma i być nie może: wiązanie w jeden pakiet tego, co rozproszone, jest w tym wypadku zabiegiem wyłącznie komercyjnym. Sprawa jest prosta jak najprostsza transakcja handlowa – autorka Silikonu pisze świetne i wartościowe (tj. warte dużych złotówek) teksty, bogate, ilustrowane magazyny kupują te produkty, ale nie na wyłączność, toteż, zgodnie z zasadą copyrightu, autorka odsprzedaje je po czasie swemu wydawcy. Poza zyskiem wyrażonym w złotówkach, pisarka ubija jeszcze jeden interes – nie daje o sobie zapomnieć. Kto wie, może to uwertura i już wkrótce dostaniemy jakowąś świeżą prózkę? DN

    Wojciech Bonowicz: Hurtownia ran. Wydawnictwo „Zielona sowa”. Biblioteka „Studium”, Kraków 2000.
    „Okrucieństwo literatury? Dwa zdania z których jedno / zabija drugie i przejmuje jego słowa” – czytam w rozpoczynającym tom wierszu bez tytułu. W zależności od sposobu postrzegania tego okrucieństwa można starać się napisać zdanie nieśmiertelne (a przynajmniej takie, które – jak kot i postaci z gier komputerowych – ma kilka żywotów) lub, zapominając o prawach literatury, pozwać do sądu plagiatora, który przejmie nasze słowa. Bonowicza, zdaje się, nie interesuje ani jedno, ani drugie – wybiera, jak większość, kontemplację zastanego stanu rzeczy. Liczy na cud? KCK

    K.J. Yeskov: Ostatni Władca Pierścienia. Historia Śródziemia oczami wroga. Przeł. Ewa i Eugeniusz Dębscy. Oficyna Wydawnicza 3.49. Poznań 2000.
    Wiadomo, że najlepsze są proste pomysły. Yeskov opowiedział tę samą historię, którą dobrze znamy z Tolkiena, tyle tylko, że przedstawił ją z perspektywy tych paskudnych orków, trolli i w ogóle – Mordoru. No i okazało się, że wszyscy oni byli O.K., zaś naprawdę paskudną rolę w historii Śródziemia odegrali Gandalf, elfowie i awanturnik na elfickim żołdzie – Aragorn. Książka Yeskova to oczywiście kolejny przykład tzw. re-writingu (np. Grendel Johna Gardnera czy feministyczne wersje bajek). Wyzyskuje też „polityczną poprawność”. Skoro można dziś sobie wyobrazić nową, rewizjonistyczną wersję Jak zdobyto Dziki Zachód, nakręconą z punktu widzenia tzw. rdzennych Amerykanów, to dlaczego nie zrobić tego samego z utworem fantasy? Mówcie, co chcecie, ale moim zdaniem Yeskov zarówno re-writing, jak i zasady „politycznej poprawności” traktuje nieco dwuznacznie. A utwór jest przy tym smaczny literacko, bo polemika z Tolkienem odbywa się również na płaszczyźnie gatunkowej. Stylizacji na epos, jaką pół wieku temu obdarzył nas zacny profesor literatury staroangielskiej, Yeskov przeciwstawił utwór utrzymany w konwencji prozy sensacyjnej. Nie rycerskie pojedynki, lecz działania służb specjalnych okazują się najważniejsze! KU


    Powrót na początek strony

    Wilczym okiem




  • Na tym oto zdjęciu, wykonanym w czterdziestych latach XIX wieku przez Davida Octaviusa Hilla (skądinąd to ciekawe, że facet raczej uważał się za malarza, a fotografii używał tylko jako rodzaju szkicownika, niemniej jednak nikt nie pamięta jego obrazów, za to zdjęcia tak!), widzimy grupę osób kochających literaturę inaczej. Tematem tego spotkania jest dręcząca Henryka Berezę wątpliwość: KIM JEST JAN SZAKET? Uczestnicy uwiecznionego na zdjęciu mitingu ze skupieniem wpatrują się w świeżo wydany numer „FA-artu” i usiłują znaleźć odpowiedź na to ważne dla sztuki pytanie. Nie ma co ukrywać, że udało się nam podsłuchać ich myśli… Tak więc przedstawiamy je poniżej, przyporządkowując uwiecznionym na zdjęciu osobom, na które patrzyć należy począwszy od lewej strony fotografii:
    Jerzy Sosnowski: Iza Filipiak… albo… Karol Maliszewski?…
    Darek Foks: Piotr Sommer!
    Tadeusz Pióro: Kenneth Koch… Elizabeth Bishop… Krzysztof Siwczyk…
    Adam Wiedemann: Kinga Dunin.
    Andrzej Niewiadomski: Arkadiusz Bagłajewski?
    Jakub Winiarski: Może to właśnie Henryk Bereza (albo śp. ks. Józef Tischner)?



    Powrót na początek strony

    Książki nadesłane


    Jolanta Baziak: Pół szyby światła. Instytut Wydawniczy „Świadectwo”. Bydgoszcz 2000.
    Wojciech Bonowicz: Hurtownia ran. Biblioteka „Studium”. Kraków 2000.
    Rafał Czoch: Ucieczka z Europy. Wydawnictwo Autorskie „Grafomania”. Kraków 2000.
    Tadeusz Dąbrowski: E-mail. Towarzystwo Przyjaciół Sopotu. Sopot 2000.
    Artur Grabowski: Ziemny początek. Biblioteka „Studium”. Kraków 2000.
    Luce Irigaray: Ciało w ciało z matką. Przeł. Agata Araszkiewicz. Wydawnictwo „eFKa”. Kraków 2000.
    Radosław Kobierski: Wiek rębny. Biblioteka „Studium”. Kraków 2000.



    Powrót na początek strony

    Konkursy






    Otwarty Konkurs Poetycki im. St. Ciesielczuka z okazji 600-lecia Hrubieszowa
    Towarzystwo Regionalne w Hrubieszowie ogłasza otwarty konkurs poetycki. Każdy autor może nadesłać jeden zestaw wierszy, złożony z 3. do 5. utworów, opatrzonych godłem, w 3 egz., w terminie do 15 sierpnia br. pod adresem: Towarzystwo Regionalne Hrubieszowskie, 22-500 Hrubieszów, ul. 3 Maja 11, skr. poczt. 13, z dopiskiem na kopercie „konkurs im. St. Ciesielczuka”. Organizatorzy planują dla laureatów nagrody pieniężne i rzeczowe, zastrzegając, że ich ilość i wartość będzie zależna od jakości nadesłanych utworów.

    VIII Doroczny Konkurs Otwarty Prezydenta Sopotu na esej dla młodych twórców
    Prezydent Miasta Sopotu oraz redakcja Dwumiesięcznika Literackiego „Topos”, ogłaszają otwarty konkurs dla młodych autorów na esej krytyczny poświęcony współczesnej poezji i krytyce literackiej, pod hasłem „Świadectwo poezji – dziś”
    Opatrzone godłem prace (w czterech egzemplarzach) wraz z zaklejoną kopertą z danymi osobowymi i krótką notą biograficzną należy przesłać do 31 sierpnia 2000 r. na adres: Wydział Kultury Urzędu Miasta Sopotu, ul. Kościuszki 25/27, 81-704 Sopot, z dopiskiem „Konkurs”

    VII Ogólnopolski Konkurs Literacki im. Jerzego Szaniawskiego
    Miejska Biblioteka Publiczna im. Jerzego Szaniawskiego w Zduńskiej Woli ogłasza VII Ogólnopolski Konkurs Literacki im. Jerzego Szaniawskiego na esej, opowiadanie, nowelę o tematyce współczesnej. Na konkurs należy nadsyłać prace nigdzie nie publikowane, o objętości nie przekraczającej 20 stron maszynopisu. Opatrzone godłem prace w 3 egzemplarzach, wraz z kopertą zwrotną z danymi osobowymi należy przesłać do 10 września 2000 r. na adres: Miejska Biblioteka Publiczna im. Jerzego Szaniawskiego, ul. Łaska 12, 98-200 Zduńska Wola z dopiskiem „Konkurs Literacki”.

    VIII Ogólnopolski Konkurs Poetycki „Człowiek – Dobro – Piękno”
    Centrum Kultury i Sztuki w Siedlcach ogłasza VIII Ogólnopolski Konkurs Poetycki, w którym mogą wziąć udział poeci niezrzeszeni oraz poeci będący członkami związków – niezależnie od miejsca zamieszkania. Opatrzone godłem utwory (poemat lub cykl 5 wierszy) w 5 egzemplarzach maszynopisu wraz z kopertą zwrotną z danymi osobowymi należy przesłać do 15 września 2000 roku, na adres: Centrum Kultury i Sztuki, ul. bpa. I. Świrskiego 31, 08-110 Siedlce.

    II Ogólnopolski Konkurs Małych Form Literackich im. Stefana Żeromskiego
    Na konkurs należy przesłać krótki utwór literacki – esej, nowelę, opowiadanie, dziennik – o objętości do 15 stron maszynopisu. Opatrzone godłem prace (w trzech egzemplarzach) wraz z zaklejoną kopertą z danymi osobowymi i krótką notą biograficzną należy przesłać do 15 września 2000 roku, na adres: Muzeum S. Żeromskiego, ul. Żeromskiego 8, 24-140 Nałęczów.

    XIV Ogólnopolski Konkurs Poetycki o Liść Konwalii im. Zbigniewa Herberta
    Wydział Kultury, Turystyki i Sportu Urzędu Miejskiego w Toruniu oraz Centrum Kultury Dwór Artusa w Toruniu ogłaszają XIV Ogólnopolski Konkurs Poetycki o Liść Konwalii im. Zbigniewa Herberta. Na konkurs należy przesłać maksimum pięciu utworów poetyckich (tematyka dowolna) w trzech egzemplarzach maszynopisu. Opatrzone godłem prace wraz z zaklejoną kopertą z danymi osobowymi należy przesłać do 15 września 2000 r. na adres: Centrum Kultury Dwór Artusa, Rynek Staromiejski 6, 87-100 Toruń z dopiskiem na kopercie: Konkurs Poetycki.

    Konkurs „Być Polakiem w dawnym Breslau” z okazji 1000-lecia Wrocławia
    Redakcja miesięcznika „Odra”, Biuro Obchodów Milenium Wrocławia z okazji 1000-lecia miasta ogłaszają konkurs na reportaż historyczny i współczesny, esej lub opowiadanie pt. „Być Polakiem w dawnym Breslau”. Organizatorzy zachęcają uczestników do przedstawienia indywidualnych polskich losów w drastycznie zmienionym przez wojnę otoczeniu społecznym, historycznym, etnicznym i kulturowym w oparciu o własne lub innych doświadczenia i przeżycia. Jury, składające się z przedstawicieli Instytutu Historii Uniwersytetu Wrocławskiego, Muzeum Miejskiego m. Wrocławia i redakcji, przyzna następujące nagrody: I – 2500 zł; II – 1500 zł; dwie III po 1000 zł; trzy wyróżnienia po 400 zł. Jury zastrzega sobie prawo do innego podziału nagród. Wszystkie prace nagrodzone i wyróżniające się poziomem zostaną zamieszczone w „Odrze”. Prace o objętości do 20 stron maszynopisu, opatrzone godłem (z kopertą zawierającą dane autora), w 3 egz. maszynopisu, należy nadsyłać w terminie do 30 września 2000 r. pod adresem: Redakcja miesięcznika „Odra”, Rynek Ratusz 25, 50-101 Wrocław.

    III Konkurs Literacki o Nagrodę Skrzydła Ikara
    Górnośląskie Towarzystwo Literackie w Katowicach, Koło Cieszyńsko-Zaolziańskie Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego, Redakcja miesięcznika społeczno-kulturalnego „Śląsk”, Wydział Kultury Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach pod patronatem Marszałka Województwa Śląskiego organizują III Konkurs Literacki na cykl wierszy lub poemat w języku polskim i czeskim o nagrodę Skrzydła Ikara. Cykle wierszy nadesłane na konkurs nie mogą liczyć mniej niż 5 utworów, poematy – co najmniej 100 wierszy. Opatrzone godłem utwory w 3 egzemplarzach maszynopisu, nigdzie dotąd niepublikowane, wraz z kopertą zwrotną z danymi osobowymi należy przesłać do 30 września 2000 roku na adres: Zarząd Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego, 40-012 Katowice, ul. Dworcowa 13, III p.

    I Studencki Konkurs Literacki „Graf”
    Zespół twórczy „Warsztaty Literackie” przy WSHE w Łodzi ogłasza I Studencki Konkurs Literacki „Graf”. Na konkurs można nadsyłać utwory (poezja, proza poetycka, małe formy epickie i dramatyczne) o objętości nie przekraczającej 5 stron maszynopisu. Opatrzone godłem prace wraz z kopertą z danymi osobowymi należy nadsyłać do 30 października 2000 roku na adres: „Warsztaty Literackie”, Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi, ul. Rewolucji 1905 r. nr 52, pok. 101, 90-222 Łódź.

    Pierwsze Zawody Poetyckie „O Wieniec Akantu”
    Redakcja miesięcznika „Akant” ogłasza Pierwsze Zawody Poetyckie „O Wieniec Akantu” pod hasłem „Dwa światy w jedno – kobieta i mężczyzna”. 1-3 wiersze (w czterech egzemplarzach) opatrzone godłem należy nadsyłać do 31 października 2000 roku na adres: „Akantu”, 85-105 Bydgoszcz, ul. Niedźwiedzia 7/7.

    XX Jubileuszowy Międzynarodowy Konkurs Poezji Wąglany 2001 „O złote gęsie pióro” – „Szukamy talentów wsi”
    W konkursie mogą wziąć udział piszący po polsku poeci z całego świata. Prace zostaną ocenione w dwóch kategoriach: „O złote gęsie pióro” – teksty autorów zrzeszonych i zamieszkałych w dużych aglomeracjach miejskich oraz „Szukamy talentów wsi” – teksty autorów początkujących i mieszkających we wsiach i małych miasteczkach. Opatrzone godłem zestawy 5 wierszy w 3 egzemplarzach maszynopisu, wraz z kopertą zawierającą dane osobiste należy przesłać do 31 grudnia 2000 r. na adres: Towarzystwo Przyjaciół Wąglan, Waldemar Jóźwik, Wąglany 50, 26-307 Białaczów z dopiskiem „O złote gęsie pióro” lub „Szukamy talentów wsi”

    I Ogólnopolski Konkurs na Tomik Wierszy Tyska Zima Poetycka
    Teatr Mały w Tychach organizuje konkurs, w którym mogą brać udział wszyscy autorzy (zrzeszeni i niezrzeszeni w związkach twórczych), którzy wydali samodzielną książkę twórczą. Warunkiem udziału w konkursie jest nadesłanie znormalizowanego maszynopisu ( do 50 stron) tomiku wierszy w układzie graficznym przewidzianym do druku. Opatrzone godłem zestawy w czterech egzemplarzach wraz z zaklejoną kopertą z danymi osobowymi i krótką notą biograficzną, należy przesłać do 31 grudnia 2000 roku na adres: Teatr Mały „Tyska Zima Poetycka”, ul. kard. A. Hlonda 1, 43-100 Tychy.


    Powrót na początek strony

    Inne Strony WWW


    "Arytmia" - http://arytmia.art.pl
    Miłosz Biedrzycki - http://www.darta.art.pl/poezja
    Miłosz Biedrzycki – http://www.potwory.orlik.pl/mlb.html
    "bruLion" - http://ikp.ikp.pl/~brulion/brulion.html
    "Czasopisma kulturalne w Polsce" Katalog Fundacji Batorego
    - http://www.batory.org.pl/katalog
    Cezary Domarus - http://free.polbox.pl/d/domarus
    "Dlatego" - http://www.dlatego.art.pl
    "ExLibris" - http://www.exlibris.pol.pl
    "fotoTAPETA" - http://fototapeta.art.pl
    Galeria Foksal - http://foksal.art.pl
    "Galeria Korpus Kulturalny Almanach Sztuki" - http://www.kk.art.pl
    "Krasnogruda", Fundacja Pogranicza - http://pogranicze.sejny.pl/
    "Kursywa" - Internetowy Magazyn Literacki - http://free.art.pl/kursywa
    "Latarnik" - http://www.latarnik.pl
    "Literatura na Świecie" - http://www.lns.art.pl
    "Magazyn Literacki" - http://www.wyzwania.org.pl/magazyn
    "Magazyn Sztuki" - http://www.magazynsztuki.home.pl
    "Odra" - http://www.odra.art.pl
    „Pimka” – http://www.pimka.iq.pl/
    "Portret" - http://free.art.pl/portret
    Polska 2000 - http://www.polska2000.pl
    "Raster" - http://www.darta.art.pl/raster
    "Szafa" - http://szafa.ata.com.pl/
    "Siódma Prowincja" - http://www.7th-province.org.pl/
    Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki - http://www.wyzwania.org.pl/magazyn/prezentacje/dycki.htm
    Michał Witkowski - http://free.art.pl/michal.witkowski
    "Valetz" - http://magazine.valetz.art.pl

    Ślonskie Beranie - http://www.gornyslask.pl/beranie/


    Powrót na początek strony


    Listy do redakcji






    Napisz do nas: fa_art@free.art.pl








  • Jesteś gościem
    Powrót do stron archiwum

    Redakcja Nowy numer Archiwum Prenumerata Książki Strony autorów