WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA
 tu jesteś: Nr 58, luty 2003KĘSIM KĘSIM

Paweł Soszyński: Tajemnice Szumina.

Paweł Soszyński: Tajemnice Szumina. Lampa i Iskra Boża. Warszawa 2002.

Ktoś, kto chciałby nieco złośliwie streścić debiutancką minipowieść Soszyńskiego, pewnie napisałby, że jest to historia wyjątkowo nieudanej imprezki na podwarszawskim letnisku. Młodzi bohaterowie powieści popijają, wypalają całe wagony fajek, prowadzą pseudointelektualne, bełkotliwe rozmowy i nudzą się wprost przeraźliwie. Nic więc dziwnego, że pragną większej „intensywności” doznań i próbują poczuć „tajemniczą atmosferę spełniającego się niewiadomoczego”. W całej opowieści niczym „miedź brzęcząca” pobrzmiewają odniesienia do tekstów Witkacego, Gombrowicza i wielu innych pisarz (głównie modernistycznych). I Soszyńskiemu – jak mi się zdaje – właśnie o tę „miedź” przede wszystkim chodzi. A jak wiadomo: kto nie ma miedzi, nich w domu siedzi i wertuje książki z podręcznej biblioteki. Dosyć wątła fabułka Tajemnic Szumina stanowi jedynie pretekst do ukazania językowego wysypiska, w jakie coraz bardziej zmienia się przestrzeń naszej komunikacji. O ile wcześniejsza proza podana nam do wierzenia przez Lampę i Iskrę Bożą, czyli osławiona Wojna polsko-ruska… Doroty Masłowskiej – tu na kolana padłem i rąbnąłem trzy regulaminowe pokłony przed plakatem gwiazdy – prezentowała raczej „niskie” warstwy tegoż wysypiska pełne podgniłych resztek slangów mniej lub bardziej ulicznych i pordzewiałego złomu języka mediów, o tyle Soszyński pokazuje raczej metale kolorowe – porozbijane fragmenty języków „wysokich”. Autor Tajemnic Szumina miesza nawet w jednym zdaniu różne style i języki literackie, naukowe, filozoficzne. Tworzy frazy, w których każde słowo ciągnie w swoją stronę, przymiotniki nie pasują do określanych rzeczowników, a całość jest na tyle mglista, że może nawet sprawiać wrażenie logicznej. Oto fragment „opisu przyrody”, który przypomina zapiski oszalałego grafomana: „Niebo przeładowane żylakiem płynnego fioletu spadało na okoliczne chaszcze obłokiem zmrożonej waleriany. Pąki dzikiej róży zamknęły w pobladłej czerwieni szczenięce oko cyklonu, spuszczały ciernistą plerezę w snopy mglistego dziurawca”. Uff! Stylistyka, którą wykombinował sobie Soszyńskie, jest oczywiście kiczowata. Ale inna być nie może. Pisarz chciał pokazać przecież „biblioteczną gnojówkę”, „mentalny ściek”, czyli to, co powstaje w momencie, gdy zbytnio zawierzamy eklektyzmowi i beztrosko łączymy wszystko ze wszystkim, wychwalając pod niebo ponowoczesną swobodę, która zamienia się zwyczajną intelektualną hochsztaplerkę. Tajemnice Szumina są więc tekstem dużo poważniejszym, niż może sugerować czytelnikowi niezbyt poważna forma. A na koniec podrzucę Pawłowi Duninowi-Wąsowiczowi, gdyby zechciał kiedyś wznawiać Tajemnice Szumina, tekst na czwartą stronę okładki: doskonała książka dla wszystkich poszukiwaczy językowych surowców wtórnych.


data ostatniej aktualizacji: