WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA

Robert Ostaszewski: Troję pomścimy.

Robert Ostaszewski: Troję pomścimy. IKON sp. z o.o. Kraków 2002.

Czytam, czytam i jakoś nie potrafię rozstrzygnąć wątpliwości: czy to temat znalazł sobie Ostaszewskiego, czy też raczej Ostaszewski temat. Trudno o dowody w tej sprawie, wszelako tekstowe poszlaki wskazują na tę drugą ewentualność. Tak, Robert Ostaszewski najprawdopodobniej wymyślił, że uwagę czytelników może przyciągnąć książka poświęcona rozrachunkom z czasem minionym, rozrachunkom, które byłyby prowadzone z dość szczególnej perspektywy najpierw dziecka, a później młodzieńca. Wszelako Ostaszewski – i to moje jedyne zastrzeżenie – na „Erkę Gierka” (pierwsza część książki) i na „Erę Jaruzela” (część druga) nie patrzy ani oczyma dziecka, ani młodzieńca. On z bezpiecznej perspektywy, przez pryzmat lat dziewięćdziesiątych patrzy, co dobitnie pokazuje część trzecia, „Era Browna”. (Swoją drogą, dlaczego, u licha, Browna? Że ruchy Browna? Co to ma do Edwarda i Wojciecha? Koncept wyraźnie się sypnął…) Otóż o nienormalności Polski zwanej Ludową ma świadczyć wykreślenie ze zbiorowej świadomości całych połaci historii, ruina niemieckich i żydowskich cmentarzy, błoga nieświadomość ówczesnych kilkulatków, kto to dziedzic, kim jest ten dziwny starszy pan, który właśnie przyjechał do wioski dziadków, i czemu on Polak, skoro w Anglii mieszka… O absurdach PRL mówić by można w nieskończoność, ale nikt mi nie powie, że wybór Ostaszewskiego był niewinny. Nie, on wybrał to, co wydaje się najbardziej nacechowane z dzisiejszej perspektywy, z punktu widzenia współczesnej propagandy, twierdzącej, że o normalności III RP świadczy, iż próbujemy na nowo ułożyć stosunki polsko-niemieckie i polsko-żydowskie, iż potomkowie byłych właścicieli odbudowują rodowe siedziby, które zrujnowało socjalistyczne państwo… Przyjmując tę perspektywę, Ostaszewski – pomimo dziecięco-młodzieńczego bohatera – znalazł się raczej tu, w dniu naszym dzisiejszym, a nie tam, w świecie, który miał ambicję opisać. Nie chodzi mi o to, że autor PRL ocenił niesprawiedliwie. W końcu PRL można by zarzucić dużo, dużo więcej, przede wszystkim, że odstawiając lipę modernizacyjną, zmarnował wysiłek dwóch pokoleń Polaków i że teraz co najmniej dwa następne pokolenia będą, jeśli chodzi o poziom cywilizacyjny, dreptały za Grecją i Portugalią. Chodzi mi raczej o to, że autor książki potknął się o stworzone dla potrzeb ideologicznych wyobrażenie tamtych czasów. Zdumiewające, bo Ostaszewski jest świadom (przeczytajcie Izraele II) interesowności tego wyobrażenia. Zawsze dzieje się tak, że z perspektywy jakiejś normalności (dziś) rozpoznajemy nienormalność (wczoraj). Dla zdecydowanej większości swoich mieszkańców PRL nie był jednak nienormalny. Nawet jego rozliczne absurdy były czymś zwykłym, codziennym, normą właśnie. Tymczasem Ostaszewski opisuje świat egzotyczny. Nie zdołał spojrzeć na niego „od środka”, podług jego własnych norm, ergo nie zdołał go zrekonstruować (nie udało mu się stworzyć iluzji takiej rekonstrukcji). Choć książkę napisał całkiem, całkiem sympatyczną. Jak mawiają dziennikarze: świetnie się czyta. I może niepotrzebnie domagam się od Ostaszewskiego arcydzieła, no ale jak przyjacielowi odmówić tej przysługi i się nie domagać…


data ostatniej aktualizacji: