Dawid Kornaga: Poszukiwacze opowieści. Wydawnictwo Prószyński i S-ka. Warszawa 2003.
Męczący popis. Ponad trzysta stron bardzo sprawnie napisanych wariacji na temat historii „poszukiwaczy opowieści”, czyli pisarzy i pisarek in spe. Historie są dla wszystkich czytelników gazet dosyć przewidywalne i grepsiarskie niestety, smaczkiem są raczej zapętlenia i powtarzające się w różnych miejscach książki motywy, a nawet pewna hmm… szkatułkowość, co w sumie daje pozór głębi. Ale gdy mocniej ścisnąć wywatowane opowieści Kornagi, wychodzi na to, że ponieważ każdy ma swoją historię, to każdy chce być pisarzem, w związku z czym hoduje w sobie wizję „pana redaktora Kubackiego z wydawnictwa”, od którego decyzji wszystko, czytaj: sława i pieniądzory, zależy. Czyżby wartością tej książki było sportretowanie pokutującego od wielu lat wśród aspirantów do wyższej klasy średniej (których najczęściej przedstawia Kornaga) ducha niespełnionego artysty, artysty zmuszonego sprzedawać się za mleczko i serek? Artysty, którego refleksja nad porządkiem świata wyczerpuje się w psioczeniu – w latach 80. na cenzora z Mysiej, a obecnie na redaktora Kubackiego widzimisię? Chyba tak, bo kontrapunktem narracji, mających – jak się zdaje – także obnażać miałkość żywota jednostek tworzących społeczeństwo konsumpcyjne, jest co i rusz podawana do wierzenia prawda o niezmiennym stanie rzeczy, w którym, owszem, trwa dzika walka o przeżycie, ale pisarz pisze, redaktor redaguje, a wydawca wydaje. A ostatni akapit, pisany raczej serio, przynosi definicję artysty: „zbuntowany konformista”. Taaak. Gdyby nie naprawdę sprawny język, którym pytluje bez umiaru Kornaga, można by spokojnie mówić o jego debiucie jako o wybitnym dziele literatury plastikowej. Na szczęście autor udowodnił, że dysponuje warsztatem, więc raczej wypada mu życzyć, żeby znalazł pewien drobiazg – temat.

data ostatniej aktualizacji: 2005-11-19 03:50:26.502342