Wydawnictwo FA-art Grzegorz Tomicki: Poetyckie interesa
 tu jesteś: strony autorówGrzegorz Tomicki

Poetyckie interesa

„Co wynika dla poezji polskiej, jej czytelników oraz samych poetów z tegorocznej nagrody Nike dla książki Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego? (…) Czy podzielasz opinię Wojciecha Kuczoka, że przyznać się dziś do bycia poetą to tak, jakby przyznać się, że sypia się w bunkrze na przedmieściach?” – zapytała w zeszłym roku redakcja „Przystani!” na internetowych stronach Biura Literackiego, zachęcając zainteresowanych do wzięcia udziału w debacie „Być poetą dzisiaj”.

Zainteresowani udział w debacie bezinteresownie wzięli, niezainteresowani – jak to mają w zwyczaju – udziału poniechali. Także bezinteresownie. Zapewne mieli akurat co innego do roboty. Co by też to mogły być za interesy, tego dla zachowania higieny psychicznej radzę na wszelki wypadek nie dociekać, żurawia nikomu przez ramię nie zapuszczać, pod kołdrę nie zaglądać. Interes interesowi bowiem, jak to w przyrodzie, nierówny. Z czego niejeden zainteresowany, niezainteresowany jako i bezinteresowny niemałych – nomen omen! – kompleksów się był w przeszłości nabawił, co poniektóry się właśnie nabawia, a wielu się jeszcze z pewnością nabawi. A to zupełnie jakby nie mieli czego innego do roboty, jak się tymi „zabawkami-niezbawkami” – jako pisze Dehnel w Piosence o garstkach – niemądrze zabawiać.

Piosenkę o garstkach pomieszczoną w Ekranie kontrolnym Jacka Dehnela polecam, choć to może i też ani zbyt mądrze, ani odpowiedzialnie skłaniać do tego, do czego ktoś może skłonności nie tylko nijak nie czuje, ale i poczuć nie zamierza – a bo to wiadomo, czy mu na dobre to wyjdzie? Zwłaszcza, że książeczka to nadzwyczaj ponura, a mowa w niej głównie o tym, iż „Przejdzie miłość i góry pieniędzy”, „nic z tego się nie da ocalić”, albowiem „czas wdał się i nie puszcza”, a „będzie coraz gorzej”, „Wszędzie, gdzie pójdziesz, będzie gorzej”. Dlatego „zatrzymaj się, uśmiechnij”. Cóż, jeśli chodzi o przemijanie, też jestem przeciw.

Piosenkę o garstkach jako i cały Ekran kontrolny Jacka Dehnela polecam zatem i nie polecam, kto ma swój gust, niech wedle woli nim sobie zarządza. Brzydko natomiast, a przy tym zupełnie bezproduktywnie zabawiać się niezbawkami nie radzę, co pewnie mało kto sobie do serca weźmie. Ale co zrobić. Taki to już pieprzony los kataryniarza, iż się na taki niedochodowy, by nie powiedzieć: odchodowy, interes niebacznie puścił, by nie powiedzieć: spuścił.

Interes interesem, zabawki niezbawkami, niewątpliwie jednak najlepszy interes na całej imprezie pod nazwą Nike zrobił sam Laureat, inkasując nielichą sumkę w złotych polskich, co mu się niewątpliwie należało albo i nie należało, czyż bowiem można talent przeliczać na pieniądze – według jakiej taryfy – by nie powiedzieć: rozmieniać na drobne? Miejmy też przy tym na uwadze fakt, iż wyrażenie „należało mu się” kto jak zechce, tak sobie odczyta, a mało kto, jak należy, z czym każdy poeta liczyć się musi jako i z każdym, masz ci los, groszem. Taki to już pieprzony los kataryniarza. Psi, by nie powiedzieć: poeci los.

Co zatem wynikło dla poezji polskiej z zeszłorocznej nagrody Nike dla książki Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego? To, że przez krótką chwilę – czas trwania uroczystości? medialnego zainteresowania? do ogłoszenia kolejnego laureata? – poezja polska przybrała płeć męską i nazywa(ła) się Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, co jednakowoż nie do wszystkich w Polsce dotarło, a mało kogo, licząc statystycznie, obeszło. W moim na ten przykład rodzinnym gnieździe, by nie szukać daleko, ani kto się tą wiedzą skalał, ani tym bardziej zainteresował – nie licząc mnie samego, rzecz jasna, ale ja – jako jednostka nie ze wszystkim nieprzystosowana, by nie powiedzieć: aspołeczna – w rachunkach statystycznych się na ogół nie liczę, by nie powiedzieć: liczyć w niej na mnie nie można.

Co zaś wynikło dla czytelników z powyższego faktu? To, że niektórzy z nich zorientowali się, iż brak im kilku – a w każdym razie co najmniej jednej – istotnych pozycji w domowym księgozbiorze. Może i to, że część z nich zorientowała się, że w ogóle nie posiada domowego księgozbioru, nie dlatego bynajmniej, iż go w jakiś tragiczny sposób postradała, lecz z innego równie, o ile nie bardziej tragicznego powodu, o którym jednak zmilczę. To może także, że jako czytelników poezji nie za bardzo ich na poezję (finansowo) stać, kogo natomiast stać, ten z reguły – zgodnie z zasadą zachowania proporcji – czytelnikiem poezji nie bywa. To również, że na przykład w takim legnickim empiku, czyli – jako mówią – na zadupiu, leży dziś z dziesięć egzemplarzy Piosenki o zależnościach i uzależnieniach, co się chwali, ale innych książek Biura Literackiego nie uświadczysz.

Co natomiast wynikło z dyskusji? „Nagroda dla poety nie poprawi notowań poezji na literackim rynku”, „współczesna poezja polska nie jest przez niektórych krytyków przyznających najważniejsze nagrody należycie rozpoznana”, „powodów do hurraoptymizmu brak – wszelkie zainteresowanie jest sezonowe, za parę tygodni mało kto będzie o Dyckim pamiętał”, „Poeta natomiast – powtórzę – zawsze (a dzisiaj może szczególnie) jest na marginesach kategorii społecznych, ekonomicznych, politycznych, nawet historycznych”, „jej [poezji] status w naszym kraju jest po prostu marny”, „Doszliśmy do czasów, w których każdy wiersz z założenia traktowany jest jak fraszka”, „nie wynika z tego nic nowego lub wynika niewiele. Poezja była, jest i będzie niszą”, „i tak nikt wierszy w tym kraju nie czyta”, „Oj smutny jest niestety / los przeciętnego poety”.

A niech mi się stolec wypsnie! Wygląda na to, że dodając biadolenie do biadolenia, lament do lamentu, iment do imentu, głos zabrałem zupełnie niepotrzebnie i lepiej mi było miesić wapno, niż tracić czas na powiadamianie o powszechnie wiadomym, a przy tym i niezbyt urokliwym, a nawet smutnym, niewartym zatem powtarzania.

Wygląda też na to, że nie tyle wstydzimy się przyznać do sypiania w bunkrze na przedmieściach – a nawet się tym niby wbrew wszystkim pysznimy – ile mamy żal do społeczeństwa, że ma to gdzieś. A przecież sypiać w bunkrze na przedmieściach – zwłaszcza na zadupiu – to i haniebne, i niewygodnie, a nawet, a juści, niepięknie.

Wypada wszelako na koniec odpowiedzieć na pytanie, co wynikło z tegorocznej nagrody Nike dla książki Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego dla innych poetów? To, między innymi, że im samym tym razem nagrody nie przyznano, ale ich szanse teoretycznie wzrosły, za co trzymajmy kciuki, tudzież kujmy żelazo póki gorące i dmuchajmy na zimne.