WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA
 tu jesteś: nr 95, kwiecień 2006Tomicki

Co się było przykleiło, a co nie

Przychylając się do prośby Redaktora o pogłębienie felietonowatości, a powściągnięcie dziennikowartości, kilka słów o życiu literackim w moim mieście.

Walę ja sobie jak gdyby nigdy nic do Reala, a tu niedziela palmowa. A niech mi się stolec wypsnie! Na śmierć zapomniałem! Zapomniałem? A jakże miałbym zapomnieć, kiedy nie wiedziałem? Oczywiście, że nie zapomniałem. Po prostu, nie każdy żyje od niedzieli palmowej do niedzieli palmowej. Osobiście nie żyję nawet od niedzieli do niedzieli. Ani od wtorku do wtorku. Może w ogóle nie żyję od tego do śmego. Chyba że od narodzin do śmierci, ale to zupełnie inna sprawa, bo gdzie tu cykliczność? (Chyba u kota).

Nie tak zatem żyję ani nie śmak, ale zwyczajnie, jak ssak. Od poniedziałku do wtorku, od wtorku do środy, od środy z kolei do czwartku, a od czwartku do piątku, natomiast od piątku to, owszem, bywa, że i do niedzieli, ale sporadycznie, więc w zasadzie nie ma o czym mówić. Ale żeby od niedzieli do niedzieli to nie, jaka by tam ona sobie, ta niedziela, nie była. I nie żałuję. Bo jak bym żałował, nie byłbym już tym, który nie żałuje, zatem nie byłbym sobą, a ręczyć mogę wyłącznie za siebie, a i to nie na co dzień, a tylko od czasu do czasu, chociaż nie od jakiegoś konkretnego czasu do jakiegoś innego konkretnego, ale od jakiegoś niekonkretnego do jakiegoś jeszcze mniej konkretnego, tj. do bardziej niekonkretnego, tak więc jakoś bardziej spontanicznie i niezaplanowanie żyję, bardziej życiowo. Człowiek nie jest bo znowu takim kowalem, jakby chciał. (I niech lepiej uważa, czego chce). A swoją drogą, to ten „kowal swojego losu” czy aby nie swoim własnym oksymoronem jest? Toż albo kowal, albo los. Bo posłuchajcie: każdy jest kowalem swojego przeznaczenia. Albo: każdy jest kowalem swojego fatum. Albo: każdy jest kowalem trafu i kowalem jest przypadku. Czemu nie, znam głupsze maksymy, chociaż akurat żadna nie przychodzi mi do głowy, bo nie zawsze mam głowę pełną głupich maksym, choć prawdę mówiąc dość często, a nawet nagminnie, więc macie pecha.

Ale może się czepiam, bo rzecz biorę na rozum, więc trochę na oko. Wybaczcie. Lepiej już miesić wapno, niż trzymać się kurczowo jednego punktu widzenia, kiedy się ma na podorędziu kilka innych niezłych zestawów. Szczególnie w niedzielę palmową, kiedy walę jak gdyby nigdy nic do Reala, a tu niedziela palmowa i drobni mieszczanie właśnie z kościoła wychodzą, a wprost na mnie wychodzą i co drugi z palmą w ręku, i jeden taki dorosły drobny mieszczanin mówi do takiej jednej jeszcze drobniejszej mieszczanki córki swojej nieletniej: „Dobry opłatek był?”. A ona: „dobry”. A on: „A nie przykleił ci się?”. Dalej nie słyszałem, bo ja waliłem do Reala, a oni wręcz przeciwnie: z kościoła, więc się tylko mijaliśmy, a skoro tak, to może i lepiej. Może i lepiej, że co? A co chcecie. (Ale uważajcie).

I tu mi się przykleił pewien dialog:

„– Czy jest pan ateistą?

– A jak pan sądzi? – odparłem swoim zwyczajem, aby ci, co mnie pytają, sami potrudzili się trochę nad odpowiedzią. Nie lubię interlokutorów, którzy z lenistwa wolą utrzymywać się moim kosztem.”

W tym miejscu pewne konieczne wyjaśnienia: 1/ osobiście jeszcze nie dorosłem do tego, aby używać w prozie słowa „odparłem” i nie wiem, czy dorosnę; 2/ w poezji też; 3/ natomiast „ci, co mnie pytają” mnożą się w mojej prozie jak króliki; właściwie sami są prozą; 4/ „swoją prozą” opacznie nazywam to, co właśnie czytacie; 5/ określenie „interlokutorzy” użyte zostało ironicznie, a nawet komicznie, tj. w funkcji represyjnej, co bardzo mi się podoba, bo dobrze im tak; 6/ odpowiedź na pytanie „Czy jest pan ateistą?” w końcu nie pada, chociaż bohater-narrator-autor opowiada o sobie bez ogródek przez tysiąc bitych stron, co mi się podoba jeszcze bardziej; 7/ mówiąc, że „odpowiedź nie pada”, miałem na myśli to, iż nie udziela jej nawet odbiorca wirtualny, a jeśli jej udziela odbiorca konkretny, żywy, z krwi i kości (z tym zawsze kłopot), to głupio robi, że jej udziela; tym głupiej, że mógłby w tym czasie robić coś mądrzejszego, np. iść z palmą do kościoła i z powrotem, jeśli jest to akurat niedziela palmowa, jeśli nie jest, mógłby np. iść z tą palmą gdzie indziej, a bo ja wiem, gdzie?

A w Realu (atłasowa czapeczka ze srebrnym chwostem na czubku dla tego, kto zgadnie, po co tam właściwie polazłem) spotkałem znajomego cienkiego poetę i gadaliśmy o głupotach gdzieś tak w połowie drogi między warzywniczym a damską bielizną. Z tym, że – swoim zwyczajem – bliżej damskiej bielizny.

I tak wygląda życie literackie w Legnicy, jeśli chcecie wiedzieć.

To nie są sprawy dla słabych portek.

(10 kwietnia 2006)


data ostatniej aktualizacji: