Wydawnictwo FA-art Grzegorz Tomicki: WŁADZA, PIENIĄDZE I GOŁE CYCKI A SPRAWA DUCHOWEJ STRAWY
 tu jesteś: strony autorówGrzegorz Tomicki

WŁADZA, PIENIĄDZE I GOŁE CYCKI A SPRAWA DUCHOWEJ STRAWY

Tęsknota za wojskiem mnie ogarnia.

Tęsknota mnie coraz częściej za wojskiem ogarnia i nęka, pożera, zżera, doskwiera, męczy i dręczy, zwłaszcza kiedy się tak z boku na bok pół nocy, a bywa, że i noc całą przewracam, z pleców na brzuch, z wody na brzeg, z deszczu pod rynnę i vice wersal, a tak się skutecznie i nieustająco przewracam, że aż mnie takiego przewracającego się godzina między wilkiem a psem nierzadko zastaje, jak się brzydko wyrażają Francuzi, bo to już taki naród jest, trudno.

A to już lepiej miesić wapno, aniżeli się tak z boku na bok przewracać, z tęsknoty za wojskiem przy tym nieprzystojnie usychając.

A tak bezsennością przewracany z boku na bok, obracany z pleców na brzuch, wyrzucany z wody na brzeg, na przemian to omdlewam, to usycham z tej wielkiej i czarnej jak noc tęsknoty. Nie tyle może zresztą za wojskiem, nie tyle za armią ani za „MON-em pierdolonem”, jak go żołnierzyki za moich czasów wyszukanie po homerycku epitetowali – a specjalnie w czas pobudki, iżby się na cały boży dzień zawczasu energią pozytywną naładować – nie tyle zatem za wojskiem jako wojskiem, jako armią, jako MON-em omdlewam i usycham, ile za niezmożoną, błogosławioną (ale dopiero dziś) sennością jako nieodłącznym towarzyszem broni w tych pięknych-niepięknych czasach, kiedy to człowiek, wróć, jaki tam człowiek, kiedy to żołnierz żołnierzem będąc, potrafił zasnąć choćby na stojaka, dla wygody i bezpieczeństwa, a czasem zgoła pro forma, miotłą się tylko podparłszy.

A niech mi się stolec wypsnie! Cóż za upadek wewnętrznego obyczaju! Co za degrengolada elementarnych wartości! Co za haniebna zdrada młodzieńczych ideałów! Jakiż uszczerbek na honorze, jakaż utrata godności! Jakież niepowetowanie i niewybaczalność, hańba, terror, terror! Toż mnie się, tfu, do wojska cni, do wojenki, do kociarstwa, wicostwa i dziadostwa, do całego tego chujostwa! Do aresztu i sierżanta O’Hary profosa („Tomicki, ty znowu u mnie?”)! Do chorążego Somozy, słusznie tym mianem zwanego kompanijnego szefa!

Nie tyle może zresztą, jak powiadam, do wojska, wojenki, kociarstwa itd., ile do senności, do upragnionej senności mojej postradanej gdzieś po drodze żywota mojego grzesznego, niebacznego, która wprzódy nachodziła, gdy chwila ku temu niesposobna bywała, a ostatnio nachodzić bez mała nie raczy, bez względu na chwilę i sposobność. To może oznaczać tylko jedno, a ja nie wiem, co. I już się pewnie nie dowiem.

To może i lepiej, z uwagi na ową bezsenność, że co ciekawsze programy i filmy w telewizji na emisję późną i głęboką nocą nieodmiennie są przeznaczane, zwłaszcza programy kulturalne, bo przecież nie samymi książkami człowiek żyje i jak się w dzień książek naczyta do woli, to nocą – kiedy przez to obczytanie się nadmierne, zbytnie i przesadne, a nikomu niepotrzebne, stąd też i niepoczciwe – spać nie może, lubi sobie jeszcze o książkach posłuchać tudzież popatrzeć na tych, którzy zawsze mają coś na temat książek do powiedzenia.

A do powiedzenia na temat mówiący o książkach zawsze coś tam mają, inaczej nie byliby mówiącymi o książkach, a mówiącymi, przykładowo, o niczym i słuszniej byłoby ich takimi zwać, a za mówienie o niczym nikt im przecież nie zapłaci, bo chociaż to telewizja – a w telewizji płacić są gotowi za mniej jeszcze niż nic, za same choćby gołe cycki – to jednak program kulturalny i coś tam wydukać sensownego albo i bezsensownego, ale trafnego i ciekawego, należałoby jednak, co tym łatwiejsze, iż nie trzeba cycków gołych pokazywać, a nadto na wypowiedź o książce, filmie, wystawie czy płycie ma się zgoła nie więcej czasu niż na trzy zdania proste parataktycznie ze sobą złożone, jak to się praktykuje tak w Łossskocie!, jak i w każdym programie, który kulturalnym jest.

Sensownego czy bezsensownego, trafnego czy chybionego – co za różnica, skoro taki Łossskot! o 0.50 godzinie puszczają, kiedy to wszyscy normalni ludzie już śpią, a w ekran wgapia się tylko garstka wykolejeńców, szajbusów i pedałów, co to im sumienie słusznie i sprawiedliwie po nocach spać nie daje, to i łasi na tę strawę duchową, jakby się nią nasycić kiedykolwiek bądź mogli.

A na tę strawę duchową, podejrzaną, niestrawną łasi, bo władza, pieniądze i gołe (sztuczne) cycki nie dla nich i niech się tam łaszą, nie nasycą się i tak, choćby doczekali do godziny 1.30 i obejrzeli sobie, o ile trafi się ślepej kurze ziarno, psu kiełbasa, program kulturalno-duchowy Notacje z nieobecnym bohaterem Jerzym Ficowskim w roli głównej, przy oglądaniu którego normalny człowiek, jeśli by jakimś cudem-niewidem o tej nieludzkiej porze nie spał, niechybnie zostałby z miejsca zmorzony, bo to i zdania dłuższe, i słownictwo jakby nie nasze, a przy tym, co ważniejsze, brak akcji jest i ogólnie nie wiadomo, o co chodzi.

O co takiemu mniejszościowemu, niewydarzonemu, oglądającemu nocą kulturę w telewizji w ogólności i poszczególności mogłoby biegać, takoż nie wiadomo. Ale się szybko – za sprawą racjonalizacji i nieskrępowanej interpretacji – wyjaśnia. (Racjonalizacje i nieskrępowane interpretacje to ulubiona rozrywka zdroworozsądkowców tudzież nawiedzeńców, radykałów i fundamentalistów wszelakiego autoramentu.)

Otóż po zakończeniu magazynu kulturalnego Łossskot! panów Tymańskiego, Chmiela i Dehnela, po obejrzeniu pouczającego programu Notacje o Jerzym Ficowskim, niepoślednim poecie polskim i człowieku godnym najwyższego szacunku i uznania (przynajmniej na tyle, aby program o nim można było obejrzeć o bardziej ludzkiej porze), nawet ów spragniony strawy duchowej konsument kultury, przeczekawszy najgorsze nocne godziny, pobujawszy do woli w obłokach, nabzdyczywszy się wysokim rejestrem, nawet i on, chudopachołek społeczny i socjologiczny wypierdek, zapewne będzie potrafił się zachować jak człowiek i o czwartej nad ranem przerzuci się na Polsat, iżby, spuściwszy cokolwiek z tonu, popatrzeć sobie, jak Tomek Adamek, góral nad góralami, leje na ringu Murzyna po mordzie, raz po raz posyłając rzeczonego na dechy.

Chorąży Somoza też mnie był dwa razy posłał na dechy do przybytku sierżanta O’Hary, ale w telewizji tego nie pokazywano. I dobrze.