WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA
 
  tu jesteś: Miesięcznik nr 89, wrzesień 2005 - SOŁODUCHA 
SOŁODUCHA

NIEWOLNICY NIEPEWNOŚCI

Podział na filozofię światopoglądową oraz filozofię „naukową” ujawnił się z mocą w momencie, kiedy Wilhelm Dilthey w ramach swojego programu „krytyki rozumu historycznego” ogłosił słynną typologię światopoglądów. Neokantyści i Husserl odróżnili tę dziedzinę filozofii, która zajmuje się zaspokajaniem potrzeby sensu oraz tę nakierowaną na rozwiązywanie fundamentalnych kwestii teoretycznych. Przy czym ta pierwsza potraktowana została jako gorszy rodzaj filozofii.

W ten sposób pytanie o sens życia i działania zostało zepchnięte do obszaru religii – przednaukowej fazy zaspokojenia ludzkiej potrzeby spójności, a także do sfery ideologii, gdzie tęsknotę za sensem zagospodarowuje się na sposób świecki.

Oba te sposoby mają zdaniem krytyków światopoglądu cechę wspólną – oba nie mają siły krytycznej. Zdolności do rozpoznania własnych granic. Zarówno ideologia, jak i religia wnosi pretensje do nieomylności, do bezwzględnej spójności. Ta pretensja określana jest jako dogmatyczna. Celem nie jest tu zatem dążenie do prawdy, które jest procesem i zmusza do stałego i skromnego uznania skończoności, ale pragmatyczna potrzeba usensownienia, które dać ma poczucie bezpieczeństwa i wyzwolić od lęku metafizycznego.

Być może najlepszym symbolem intelektualnych dróg XX wieku jest historia Karla Poppera. Dorastał on w wielokulturowej atmosferze Wiednia przełomu wieków. Rodziła się psychoanaliza, rumieńców praktycznych nabierał marksizm, umacniały się zręby tzw. rewolucji subiektywistycznej w teorii ekonomii i kształtowała szkoła austriacka. Powstawało „koło wiedeńskie”, a na dyskusjach z jego członkami Popper wykuwał poglądy, które później zawarł w Logice odkrycia naukowego.

Dla zwolenników neokonserwatyzmu i liberalizmu ważne jest dokonane wtedy odrzucenie przez Poppera marksizmu i psychoanalizy jako teorii uprawianych w duchu światopoglądowym, co zrównał on z ideologią. Popper uznał je za twory, które nie są w stanie rozpoznać swych granic. Obie szkoły cechuje nadmiar optymizmu poznawczego – pychy rozumu. Są to wedle niego wykwity myśli, których twórcami są postaci o statusie bardziej proroków niż świadomych własnych ograniczeń i myślących krytycznie poszukiwaczy wyzwań czyli niepewności.

Pycha rozumu – to określenie stało się zawołaniem bojowym, które doprowadziło Poppera do koncepcji „społeczeństwa otwartego” – w którym krytycyzm i otwartość na to, co nieoczekiwane, a więc powściągliwość, stały się symbolami i zasadami działania społeczeństwa wolnego od przemocy intelektualnej. Uwolnionego od podejrzanej działalności „handlarzy idei z drugiej ręki”, czyli dziennikarzy i intelektualistów typu francuskiego walczących nie o prawdę, ale o umysły swoich czytelników, odbiorców, wyborców. Zabiegających bardziej o wskaźniki marketingowe i rozprzestrzenianie idei niż o ich spójność i klasę intelektualną. Ich motywacją, zdaniem Poppera, jest władza.

W zaciekłej walce o te wartości nie jest ważne, kto ma rację, ale kto przekonująco formułuje swoje argumenty i jest niestrudzony w docieraniu do odbiorców. To rozpoznanie miało spowodować przejście Poppera do obozu zwolenników tzw. epistemologii ewolucyjnej. Jej podstawą jest przekonanie, że świat w różnych swych przejawach jest zbyt bogaty, ażeby wtłoczyć go w jednoznaczne ramy myślowe i możemy go tak naprawdę chwytać tylko post factum, w cząstkowych, historycznych interpretacjach.

Stąd nieufność wobec idei planowania w ekonomii, racjonalizmu w epistemologii czy wszystko tłumaczących ideologii. Stąd wniosek, że wybór teorii, która daje heurystyczne narzędzie do porządkowania doświadczenia jest kwestią wyłącznie pragmatyczną i możemy tutaj używać najprzeróżniejszych chwytów z jednym tylko zastrzeżeniem, że z góry wskażemy ich ograniczenia i nie przejawiamy pychy oraz pretensji do wszechwiedzy. A więc nie rościmy też pretensji do stawiania prognoz. Wszelka prognoza jest hochsztaplerką.

W ten sposób możemy odciąć się od proroków, którzy zdaniem Poppera oszukują publiczność. Jako istoty skończone nie są w stanie dotrzeć do sensu, gdyż nie dysponują boską, a tylko ludzką perspektywą, która skazuje nas na niepewność. Tej niepewności musimy sprostać.

Ewolucjoniści odwołują się tutaj zarówno do odkryć Goedla – twierdzenia o niezupełności systemów aksjomatycznych, jak i do ustaleń Alan Turinga, które pokazały, że układy złożone, jak gospodarka czy społeczeństwo, nie dadzą się „obliczyć”. W ten sposób Hayek zbijał też marzenia Oskara Langego o stworzeniu maszyny, która byłaby w stanie sprawniej niż wolny rynek wyliczyć prawidłowe ceny towarów. Twierdził, że wiedza generowana przez proces rynkowy jest niedostępna jakiemukolwiek pojedynczemu umysłowi ludzkiemu, szczególnie centralnego planisty. Miliony decyzji, potrzebnych prosperującej gospodarce, są zbyt skomplikowane dla pojedynczej istoty, by można było je zrozumieć. Ta teza stała się podstawą teorii porządku społecznego, którą Hayek zajmował się przez resztę swojego życia. Teorią samoregulującego się układu – jak na przykład chaosu czy sieci.

Zdaniem liberałów zawsze więc musimy działać w stanie niepewności wypływającej z naszej skończoności. Skoro zaś tak, to jedynym wnioskiem jest ewolucjonistyczna pochwała ślepej spontaniczności oraz dowodzenie niemożliwości celowej ingerencji w procesy rynkowe. Dlatego nawoływania do odejścia od redystrybucji, pochwała oczyszczającej siły cyklu koniunkturalnego i walka o własność prywatną, jako jedynego narzędzia pozwalającego na realizowanie odpowiedzialności za zamianę niepewnej wiedzy na działanie. Stąd afirmacja darwinistycznej samoregulacji i ponoszenia konsekwencji indywidualnych, nietrafnych decyzji życiowych. Fetyszyzacja wolnego rynku, w którym parabiologiczne cykle koniunkturalne, naturalne procesy regulacji podaży i popytu, przegrzanie i chłodzenie gospodarki eliminują jednostki gorzej przystosowane i słabsze, a dają przetrwać silniejszym i lepiej zorientowanym. Państwo powinno w jak najszerszym stopniu umożliwiać te naturalne procesy samooczyszczenia.

Prawa ewolucyjnej przypadkowości rozciągają według liberałów swą moc wszędzie – na poznanie, na ekonomię, na społeczeństwo, na teorię kultury, na antropologię itd. Wszędzie tam musimy zgodzić się z tym, że przetrwa silniejszy i to silniejszy ma prawo narzucać swoje warunki. Skoro tak, to kultura Zachodu, która okazuje się praktycznie doskonalsza od kultury Wschodu, ma prawo też w procesie naturalnej ewolucji potwierdzić swoją dominację. Na tym polega jej misja niesienia na bagnetach liberalnej demokracji jako systemu, który zwyciężył w konfrontacji z racjonalistycznym, totalitarnym socjalizmem czy teokratyczną satrapią.

Ale ta teza idzie już bardzo daleko. Zbyt daleko po prostu. Zaprzecza w tym momencie popperowskim ideom samoograniczenia. To, co miało mieć status krytycznej teorii przez transport biologistycznego myślenia na całość ludzkiej kultury, ekonomii i życia społecznego, zyskało status parareligijnego zabobonu.

Przy okazji okazało się też, że to, co ewolucjonistyczna epistemologia uznała za kolebiące się w zaułkach obywatelskości elementy prywatności – takie, jak współczucie dla słabszego, godność, duma czy poczucie tożsamości kulturowej nagle okazują się być tymi siłami, które wbrew pozorom mogą również wpisać się w logikę darwinistyczną. Skoro nie ma w ostatecznym rozrachunku innych argumentów poza przemocą silniejszego kulturowo Europejczyka czy Amerykanina – to proszę bardzo – będziemy realizowali tę logikę za pomocą środków jedynie dostępnych dla słabszych – za pomocą terroru. Bo inaczej nie jesteśmy w stanie dostać głosu w świecie zmanipulowanym przez przekupne narzędzia propagandy rynkowej.

I terror wspaniale wpisuje się w logikę ewolucjonistycznej epistemologii. Jest tylko koniecznym kosztem eliminacji słabszych i nieprzystosowanych, niektórzy po prostu zamiast ginąć w ciszy, podnoszą jeszcze larum. Prędzej czy później ucichną. Ale czy na pewno?

Czyż z perspektywy logiki darwinistycznej nie było rozsądne rzucenie przez Ignacego Hryniewieckiego bomby do stóp cara Aleksandra II. W końcu ważna jest spontaniczność. Może to działanie pośrednio nie przyczyniło się do wydarzeń na wiosnę 1918 roku. Nie nam osądzać skutki uderzenia skrzydeł motyla. Z tej perspektywy może jest rozsądne podkładanie bomb w Bagdadzie – kto wie jak osłabione są już Stany Zjednoczone. Czy Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda nie mają prawa domagać się zwrotu idei Solidarności zawłaszczonej przez elity – w imię ochrony słabszych i mniej sprawnych w ewolucyjnych zapasach? A zwycięzcy? Czyż nie mieszczą się w ramach epistemologii ewolucyjnej, kiedy mówią o nieudacznikach i frustratach, i próbują ich wyśmiać jako ludzi z definicji przegranych. Czyż nie jest to potwierdzenie działania ewolucyjnej logiki darwinizmu? Zgodnym zresztą z logiką polskiej kultury, w której elity zawsze dominowały i zabierały głos ciemnemu ludowi.

Święty Augustyn mawiał, że tak naprawdę jest tylko jeden poważny problem filozoficzny. Problem czasu. I tutaj też okazuje się, że na końcu dochodzimy do pytania, o to czy możemy się łudzić, że posuwamy się na strzałce czasu do przodu. Może jednak Fukuyama nie miał racji i historia toczy się dalej.

A może skazani jesteśmy na smutne stwierdzenie, że taplamy się tylko w zaklętym kręgu powtórek tego samego od wieków spektaklu – brutalnej, publicznej, cywilizacyjnej i kulturowej eksterminacji słabszych i mniej cwanych. I w tym sensie historia się już skończyła. Żyjemy więc w raju konserwatystów. Nic nie da się zrobić. Lepszy świat jest niemożliwy. Działa tylko jedna logika. Nie urządzamy świata na swoją miarę. Jesteśmy jego niewolnikami.


(1 września 2005)







Menu miesięcznika FA-art