WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA
 
  tu jesteś: Miesięcznik nr 100 wrzesień 2006 - Sołoducha 
Sołoducha

Kaszpirowski i rewolucja

– To nie byłeś na Eltonie – powiedziała wybitna, koncesjonowana buntowniczka. Przecież byli tam wszyscy. Redaktorzy znanych gazet oraz gwiazdy telewizji, a do tego ten manifest przeciwko homofobom – prawdziwie lewicowa impreza. A jak się wszyscy bawili, jak było wesoło.

Mówiąc to lalunia podskakiwała ochoczo i wyginała usta przed lustrem zupełnie jak modelki w kolorowych magazynach. Falowała też biodrami w prawie erotycznym tańcu. Widać było, że jest rozbawiona.

– London, ach London, London jest fajny, prawda ? W słowie „prawda” słychać było charakterystyczne „r” nad którym pracowała po nocach. Mieliśmy jakby kawałek London tu w Zopott – dla odmiany poleciała niemczyzną – i do tego ten basista, taki wypucowany, prawdziwy rokman ze strychu, emerytowany buntownik 68 z piórami do pasa, który jest nowoczesny i wie, co to jest wartość medialna. International wspólnota, multi kulti, nowe społeczeństwo normalnie.

Trzeba przyznać, że prokurent Rutkowski był nieco zaskoczony tą nagłą deklaracją estetyczno – polityczną.

– To sprawy zaszły już tak daleko – kręcił głową z niedowierzaniem. Żeby koncert wyfiokowanego fircyka był wydarzeniem dla naszej elity o światłych poglądach. Ach, komercha pożera wszystko, nawet człowiek się nie obejrzy – wzdychał jak zwykle ciężko, nie zważając na to, że pogłębia jeszcze swój wizerunek zacofanego moralisty. Długo się wahał czy nie zabrzmi to może niestosownie, ale ostatecznie przemógł się i wybąkał:

– Ale czy nie masz czasami wrażenia, że to jakoś tak nie tego. No wiesz – sam nadymany balon i królowe kolorowych seriali czy dziennikarze od kolorowych pisemek i z infoteinmentu. To jakby tak nielewicowo raczej. Żadnych prostych ludzi, smrodu biedy czy też nawet makpracy. Czyste gwiazdowanie i szkło.

Już w momencie, kiedy prokurent Rutkowski kończył te słowa czuł, że będzie niedobrze. I rzeczywiście. Lalunia, koncesjonowana buntowniczka, zerwała się na równe nogi i z charakterystycznym okrzykiem „kurrrrrrrrrrrrrrrr…” rozbiła mu na głowie flakon perfum Donna Karan o wartości półrocznego minimum socjalnego mieszkańca Hajnówki. Po czym przeszła do ataku słownego.

– To był rozpaczliwy, przejmujący i szczery apel o tolerancję, który dotarł do milionów ludzi dzięki temu, że odbył się w telewizji przed szeroką publicznością. Oddziaływanie takiego krzyku jest ogromne, prawie rewolucyjne. Nie to, co żałosne popiskiwanie w jakiś pisemkach. My potrzebujemy kontaktów, potrzebujemy wpływowych ludzi, żeby móc głosić nasze poglądy i żeby te poglądy trafiały do głów, a nie w jakąś bliżej nieokreśloną przestrzeń. Popatrz na Wieśka. Zrobił taką karierę, że dzięki temu już niedługo nadejdzie rewolucja. Już widać ją na horyzoncie, tu spojrzała w przestrzeń przed siebie w tęsknym oczekiwaniu. I rzeczywiście – za oknami dało się słyszeć jakiś pomruk czy inny groźny odgłos. Choć tak naprawdę były to chyba strzały w kolejnym serialu kryminalnym pod tytułem „Szeregowcy, oficerowie, klawisze i alfonsi”.

Ale Lalunia widziała już oczami wyobraźni coś zupełnie innego. Widziała, że to lewicowy cud się zbliża, że zachodzi zamiana kultury w naturę, pod wpływem promieniowania z telewizora natura bytu się zmienia. Prawie jak Kaszpirowski się poczuła. Mocarz z Hegla, który z telewizora zmienia świat i przeprowadza operację społeczną na wielką, narodową i globalną skalę. Wypieki wyszły jej na policzki, gdy pomyślała o tym wietrze zmian z ekranu, który powieje po łąkach i polach. Ugory zamieniają się w plantacje pszenicy, buraków oraz kukurydzy. Rosną fabryki, tolerancja, ludzie żyją dostatniej.

– Widzisz, słyszysz – to fala zamienia się w czyn. Prawie jak wtedy, kiedy powiedziałam, że kiedyś dla mnie będą fanfary i są. A teraz jak mówię, że będzie rewolucja medialna, to będzie – sapała.

Prokurent Rutkowski ciągle widział czerwone gwiazdy przed oczami i czuł się tym wybuchem emocji odurzony. Do tego rewolucyjna broń w postaci perfum Donna Karan spływała mu po policzku. Mimo to jednak odezwał się nieśmiało.

– A czy ona nie będzie jednak za medialna ta rewolucja? Znaczy się, czy nie zajdzie tylko w tok szołach i w dzienniku telewizyjnym? Słyszałem, że polityka to sprawa czynu. A tu jakoś tak mi nie pasuje, medialna burżuazja i lud, równość, braterstwo i kariera w szoł biznesie. Jakoś tak słowo i czyn powinno być jednością, jak mówili klasycy – tu prokurent Rutkowski zaczerwienił się regulaminowo, żeby uwiarygodnić swoje słowa. Przecież Kaszpirowski był dawno. Do tego podobno ściemniał zamiast rozjaśniać i dawać więcej światła.

– W ogóle nie rozumiesz na czym polega nowoczesna rewolucja i władza – wymawiając te słowa koncesjonowana buntowniczka aż poczerwieniała z rozkoszy. My sprowadziliśmy Kaszpirowskiego i on nam udzielił szeregu kursów oraz szkoleń. Nie po to prowadzamy się teraz pod rękę z kim trzeba. To wszystko jest już dawno naukowo udowodnione. Tworzenie drugiego, alternatywnego świata nic nie da. Trzeba się dogadać z tym pierwszym, wejść w ten pierwszy świat i wynegocjować z nim warunki istnienia. Dopiero jak dostaniemy armaty czyli media, to zaczniemy wibrować i wszystko natychmiast się w trymiga zmieni – dodała.

– Wszystko jest kwestią interpretacji – prokurent Rutkowski kiwał głową ze zdumienia. No, no – niesamowite. Czego też ludzie nie wymyślą. Prawie się zafascynował mistyczną spójnością tego wywodu. Na twarz wylazło mu błogie uspokojenie i widać było, że zaczyna kapitulować. Lalunia, koncesjonowana buntowniczka miała triumf na twarzy, już wydawało jej się, że zwycięża w tym starciu retorycznym. Cień zrozumienia przeszedł przez twarz prokurenta Rutkowskiego. Późno, bo późno, choć lepiej niż wcale.

– Aha, rozumiem – odparł z najwyższym poziomem celebry w głosie. Znaczy się, że wszystkie te gwiazdy z telewizji to rewolucjoniści są nowocześni, postmodernistyczni, wirusy, dialektyczne, choroby zakaźne, najnowsze wykwity medycyny, niejednoznaczne, rozmyte tożsamości. Połykają konfitury w mediach, ale tak naprawdę to rewolucję, a nie karierę robią. Na tym polega ta rozmyta tożsamość. To jest odgórna rewolucja a la Kaszpirowski. Cud mniemany, dialektyczny. To wymaga najwyższego napięcia umysłu. Prokurentowi Rutkowskiemu Sopot wydał się nagle podobny do Pałacu Zimowego, w duchu czekał na wystrzał z Aurory, a podrygi korporacyjnych panienek na widowni objawiały rewolucyjny zapał. Tygodnik „Gala” zamienił się nagle w „Kapitał”, a dwutygodnik „Viva” w „Czerwoną książeczkę”.

Prokurent Rutkowski wstydził się sam za siebie, że przychodzi mu to z takim trudem. Był po prostu prostakiem i jego nawykły do zwykłych rozróżnień mózg nie pojmował tego skomplikowanego mechanizmu nowoczesnego świata. Wtem jego wzrok spoczął na gazetowym zdjęciu Leszka z Wąsami.

– Popatrz na Leszka moja droga koncesjonowana buntowniczko – odezwał się znienacka. Też mu się wydaje, że rewolucję zrobił. Dogadał się z tym pierwszym światem i nie chciał tworzyć drugiego. I co mu z tego zostało ? Teraz mówią, że on karierę tylko robił, a nie rewolucję. Że czyn mu się ze słowem rozjechał. Że wyjechał na plecach i że dopiero teraz będzie prawdziwa rewolucja i nowy świat zbudowany od podstaw.

Ale lalunia – koncesjonowana buntowniczka, już nie słuchała. Poleciała na uroczyste pudrowanie noska albo kremowanie pośladka – kolejną lewicową imprezę. Prokurent Rutkowski został sam ze swoimi smutnymi myślami.

– Tak, świat leci do przodu jak pocisk z katiuszy – zamruczał pod nosem i popadł w głęboką melancholię.







Menu miesięcznika FA-art