WYDAWNICTWO FA-art   Start START   Książki KSIĄŻKI   Kwartalnik KWARTALNIK   Archiwum ARCHIWUM   Strony Autorów STRONY AUTORÓW   Redakcja REDAKCJA
 
  tu jesteś: Miesięcznik Nr 59, marzec 2003 - NOWACKI 
NOWACKI

OSZUKIWAĆ PRZY PICIU TRANU?

Z początkiem marca wystartował brukowiec literacki „Kumple” prowadzony przez trzech redaktorów (naczelnych zresztą): Jarosława Lipszyca („Meble”), Pawła Dunin-Wąsowicza („Lampa i Iskra Boża”) i Piotra Mareckiego („Ha!art”). Brukowiec? Ano tak, nazwa gatunkowa, wskazująca na charakter tego przedsięwzięcia, została dobrana perfekcyjnie, bo i owszem – „Kumple” plotkami stoją, jako żywo internetowym maglem są. Nazwa własna również trafna nad wyraz, bo choć kumpli można mieć w każdym wieku i w każdej sytuacji, to jednak zdecydowanie idzie tutaj o kumplostwo widziane w polu chłopięctwa czy też kumplostwo z ducha Roweru Błażeja zrodzone. Nie każdemu to pasuje. Na przykład Marta Mizuro, po tygodniu obecności „Kumpli” w sieci, zareagowała takim oto wpisem: „Póki co nie czuję się usatysfakcjonowana. Za dużo plotek o literackich lolitkach i chłopiętach, którzy mogliby być moimi synami. Wnoszę o więcej plotek na temat starszyzny, rozwodów i przeprowadzek do Wrocławia”. No i ten właśnie minikomentarz zachęcił mnie do popełnienia niniejszej przechadzki. Przykrej i po części autobiograficznej – z góry uprzedzam.

Marta Mizuro miała prawo poczuć się zaniepokojona. Wszak średnia wieku twórców i animatorów „Kumpli” wynosi plus minus 30 lat (raczej plus niż minus, gwoli ścisłości i bez obrazy, panowie). Ich kumple i kumpele, bohaterowie i bohaterki tego bloga, mają na ogół dyszkę mniej na karku. Ale też nie o to idzie, by komukolwiek w metrykę zaglądać. Idzie o coś ważniejszego i ciekawszego: o duchową i mentalną aurę, a konkretnie – o realizujące się na naszych oczach proroctwo wieszcza Bohdana. Właściwie nie tyle nawet proroctwo, ile paradygmat Zadurowy. Nawiązuję w tym miejscu, rzecz jasna, do głośnego utworu puławskiego poety zatytułowanego Wiersz dla Marty Podgórnik. Przypomnę:

„To dziwne, w ogóle nie ciągnęło mnie do starszaków

Stanisław i Julian, Ryszard, Adam czy Krzysztof

to powinna być moja grupa a ja wolę się bawić

z Darkiem Maćkiem Tomkiem Krzyśkiem i Martusią

chyba nie dorosłem bo oszukiwałem przy piciu tranu

i kiedy oni występowali na akademiach deklamując wierszyki

trochę im zazdrościłem ale tylko trochę

w końcu to oni się pocili a nie ja”.

Tak jak nikomu nie chcę grzebać w metryce, tak szerokim łukiem wymijam kwestię prywatnych upodobań czy indywidualnych skłonności. Zresztą, odrzucam proste odpowiedzi w rodzaju: „niektórzy już tak mają” (a więc że trzeba się pogodzić na przykład z tym, iż PDW jest jako ten Ozzy Osbourne, co do końca swych dni będzie wpieprzał na scenie nietoperze, ściągał spodnie i rzucał „fuckami”, nieodmiennie wywołując entuzjazm publiczności). Odrzucam, ponieważ uważam, że przesiadywanie w literackiej piaskownicy, gdzie lepią babki albo sypią piach w oczy – by raz jeszcze nawiązać do notatki Mizuro – „literackie lolitki i chłopięta”, w mniejszym stopniu jest sprawą wyboru, a w większym – konieczności. Jakoś nie mogę przystać na to, iż zarówno Zadura, jak i zawiadowcy bloga „Kumple” oszukiwali przy piciu tranu. Chyba chodzi o zupełnie co innego. O sprawy fundamentalne, co tu wiele gadać. Mianowicie o poetykę i definicję literatury/literackości. Jak się w pewien szczególny sposób rzeźbi w słowie i w równie szczególny sposób funkcjonuje w życiu literackim – wyjścia nie ma: jest się skazanym na posiadanie coraz to młodszych kumpli płci obojga. Stąd Krzysiek i Martusia (kiedyś), „masełko”, Kubuś, Kingosia et consortes (dziś). Bo też dobrze wiemy, co się znajduje po drugiej stronie, czyli tam, gdzie przebywają „starszacy” („Stanisław i Julian, Adam czy Krzysztof”)? Otóż tam – co oczywiste – mamy do czynienia z literaturą ważną i poważną, społecznie doniosłą i estetycznie wzniosłą. Na jej straży stoją ramię w ramię zachowawczy gust literacki, kulturowy konserwatyzm elit opiniotwórczych, a także coś na kształt sankcji wychowawczej (cóż po literaturze, która nie ocala?). Dla tych, którzy sprawy te widzą inaczej, miejsca nie ma. Konkretnie – nie ma miejsca tak dla stylu poezjowania Zadury, jak i dla tego, w co się bawi zdecydowana większość spośród „tekstylnych”, względnie dla tego, co osobiście lubi i publicznie promuje Dunin-Wąsowicz. Nade wszystko nie ma miejsca dla pewnych postaw. Drwina z koturnu, niemożność wejścia w rolę (Prawdziwego Pisarza), świadomość ponowoczesna, niezobowiązujący stosunek do tradycji, ludyczna dominanta, pisarstwo rozumiane jako niegroźne i radosne hobby – toż to woła o pomstę do nieba! No i popycha ku piaskownicy.

Brukowiec literacki „Kumple” gromadzi sporo zdjęć. Jedna z fotografii – przynajmniej na pierwszy rzut oka – napawa głębokim smutkiem. Jej tytuł: Spotkanie redakcyjne, a przedstawia ona trzech rozwalonych na kanapie mężczyzn – dwu długowłosych gości z nadwagą i jednego łysego w okularach. Zdjęcie jest ewidentną prowokacją, głęboko autoironiczną zresztą, bo dobiega zeń komunikat: tak, to my trzej, stare chłopy, zorganizowaliśmy piaskownicę zaludnioną „literackimi lolitkami i chłopiętami”, zapraszamy do wspólnej zabawy. Szefowie „Kumpli”, choć fotografia nieostra, wyglądają na wyrośniętych i dojrzałych w najwyższym stopniu, a już na pewno nie wyglądają na takich, co to oszukiwali przy piciu tranu. Wręcz przeciwnie! To zdjęcie nie kłamie. Mówi za to tę oto przykrą prawdę, że nikt nie ma dobrego pomysłu na literacki bądź wokółliteracki„wiek średni”. Jasne – piaskownica jest jakimś wyjściem, ale nie dla każdego przecież. By daleko nie szukać – o sobie tu myślę, jak najbardziej! A piszę o tym dlatego, że przyglądam się owemu zdjęciu i – o zgrozo! – widzę samego siebie na podobnej kanapie, też z nadwagą, łysiną i w okularach. Co więcej i co bardziej dramatyczne – to nie są myśli zrodzone w trakcie przeglądania marcowych „Kumpli”. Pamiętam dokładnie ten moment, kiedy doszło do mnie, że jestem „za stary na rock’n’rolla, za młody, by umrzeć”. Nagrodę mi podówczas wręczyli. Laur miał w nazwie „dla młodego” i nie zasmuciłbym się wcale, gdyby nie to, że patrona ta nagroda miała (i ma nadal) – by tak rzec – wielce zobowiązującego. Nie idzie o to, że wybitny, idzie o to, że zszedł był ów patron w wieku lat 30, a na mnie laur obciachowo spłynął cztery lata później.

Pisała kiedyś Inga Iwasiów: „Osobiście nie uważam trzeciej i czwartej dziesiątki życia za okres społecznej, emocjonalnej i twórczej młodości… Społecznie i emocjonalnie obywatel współczesnego świata powinien być w wieku trzydziestu lat raczej doświadczonym graczem, aktorem obsadzonym już w konkretnej roli, nie debiutantem lub aspirantem. Ostatecznie, jak głosi popularna anegdota, od sekretarki wymaga się teraz, by znała trzy języki, miała wyższe wykształcenia, przynajmniej czteroletnią praktykę zawodową i najwyżej dwadzieścia cztery lata. A do intelektualisty, pisarza, krytyka?”. Iwasiów nie odpowiedziała, ale odpowiedź jest przecież znana: intelektualista, pisarz, krytyk „młodym” pozostaje mniej więcej do pięćdziesiątego roku życia. Tyle że czas między trzydziestką a pięćdziesiątką, znany poza światem literatury jako „wieki średni”, jest, jak już wspomniałem, interwałem nie do zagospodarowania. Zero pomysłów! I na nic udawanie, że się oszukiwało przy piciu tranu.


(22 marca 2003)







Menu miesięcznika FA-art