„Psyche” jest w angielskim bardzo blisko jakże popularnego słowa „psycho” - jest blisko przynajmniej wtedy, gdy nic nie wiemy o greckiej personifikacji duszy jako kobiety. Ale jeśli nic nie wiemy, to życie duchowo-duszowe dowolnego poziomu może wydawać nam się bardzo wyraźnym objawem psycholstwa jako takiego, zatem niewielka strata. I jeśli nic nie wiemy, i gdyby się przejąć tą bliskością, można bez mrugnięcia okiem przyjąć na wiarę wyjaśnienia zespołu czynione w 2010 roku z okazji premiery płyty w „The Independent”, że wokalistka po prostu zakochała się w muzyce od pierwszego przesłuchu, więc napisała te dziwaczne słowa, a dalsze enuncjacje zespołu na ten temat potraktować jako zwykłą ściemę. W innym wypadku musimy zamrugać oczami i rozpocząć pracę nad zrozumieniem powiedzmy takich dwóch wersów: „show without showing / what you know without knowing”. Próbowałem, więc wiem, że nie jest łatwo.
Kolega Psyche z mitologii, niejaki Sokrates, umocnił wpierw siebie, a potem i nas pokrzepił opowieścią, że posiadanie psyche czyli posiadanie swojego „ja”, swojej duszy, jest czymś, co odróżnia ludzi od zwierząt. Wynikałoby z tego niezbicie, że Psyche jednak nie ma płci, choćbyśmy ją sobie w intymnych detalach wyobrażali, a w każdym razie, że spór, czy to raczej „męski" równa się „zwierzęcy”, czy też jednak przede wszystkim „żeński” równa się „zwierzęcy”, jest nieco obok istoty rzeczy. Wszyscy bowiem jesteśmy zwierzętami, jeśli nie mamy duszy. Czy w takim stanie rzeczy jesteśmy barankami czy też osłami, trudno orzec. Można też obawiać się, że idzie o nieco mniej udomowione zwierzątka.
Kiedy zwykle orientujemy się, że świat jest obszernym komunikatem skierowanym do nas? Tak koło dwudziestki chyba zaczyna być to nie tylko oczywiste, ale też dojmujące? Bo żeby świat był komunikatem, musi być ktoś, kto go czyta, jakieś „ja”, a tak około dwudziestki świat wokół nas jest już na tyle rozbestwiony, że ma do nas pretensje, gdy nie jest przez jakieś „ja” czytany. Pytam o to, gdyż chcę odnieść się do początku Psyche czyli do początku zajmującego mnie tu utworu grupy Massive Attack z płyty Heligoland, gdyby ktoś zapominał, zwłaszcza zaś do wersu „gain the wolf" następującego po paru „I'm looking for, I'm searching”, i oczywiście też zapytać.
Po co psyche szuka wilka, było nie było, zwierzaka, a też upostaciowienie dzikości czy tam - natury? Czyżby chciała mu coś zabrać? Na przykład wolność?
No, nie bardzo, nie bardzo, ona chciałaby mu coś dać, konkretnie - siebie. Że jest to ot tak, po prostu, jako gest, niemożliwe, psyche nie wie, bo wiedzieć nie może. Inaczej nie byłaby duszą w szerokim tego słowa znaczeniu, tylko jakimś myślicielem czy kim tam jeszcze innym, choć raczej na pewno nie myśliwym.
Opowieść o Psyche i Erosie oraz ta o psyche i wilku, które się tu mi snują, nie mają nic wspólnego z dobrze znaną szerokiej ludzkości opowieścią o dwóch połówkach jabłka, czy innych dwóch połówkach, które się poszukują - nie o męskie i żeńskie strony medalu za dzielność w życiu żyjącym ani nie o szczęśliwy coitus w celu „wieczna ekstaza” tu idzie, choć zapewne ten ostatni nie jest wykluczony.
A psyche oczywiście, poza tym że nie jest ani mężczyzną, ani kobietą, naturalnie nie jest dzieckiem - to znaczy swoje wie i dużo umie. Dzieci bowiem wcale nie są „naturalne” w sensie braku obłudy czy braku zakłamania, raczej zakładają maski na inne miejsca niż dorośli, między innymi dlatego, że jeszcze nie mają twarzy - no, że ich „ja” nie jest jeszcze zbyt pewne, że jest także duszą. To zatem, że dzieci potrafią „mówić to co właśnie myślą” nie zastanawiając się nad tym, czy kogoś tym obrażają, albo bez żenady upokarzać innych, nie świadczy o ich „naturalności”, której jakoś odruchowo nadajemy pozytywny walor, tylko o tym, że zdzieranie masek akurat z twarzy udaje im się mimochodem bądź że zdzieranie ich stamtąd wydaje im się zajęciem pozbawionym głębszego znaczenia.