Przemierzając przestrzeń w niekończącej się wędrówce, Rurand trafia do miasta, które przypomina jego rodzinne Rydułtowy. Choć mogłoby być każdym ze śląskich miast. To podwodny świat, a czas, który w nim biegnie, zatrzymał się w latach 90. XX wieku.
Spełniając tajemniczą misję i próbując wytropić nieuchwytnego przeciwnika, Rurand traci pewność, czy wciąż jest rycerzem, czy stał się potworem. Musi znaleźć wyjście.
Cezary K. Kęder - urodzony w 1965 roku w Bytomiu pisarz i muzyk, autor powieści Antologia twórczości postnatalnej (1996), Rurand. Prequel (2013), książek poetyckich Sekwencje (1994). Najnowszy model (2004), Straszny melodramat (no i to serduszko) (2010), a także tekstów piosenek Formacji Fantazman (CD Tu będę, 2012). Dodatkowo: duch sprawczy Formacji Fantazman i kwartalnika literackiego „FA-art".
Ja, ty i on w jednej osobie; w malignie, w pościeli, na scenie; na głodzie, w amoku, z nawyku – piszę, piszesz, pisze. W wielości form osobowych nie ma przypadku, gdyż – jak Cezary K. Kęder wykazał przed laty – WSZYSCY jesteśmy postmodernistami. Tak, wszyscy, ale czy zawsze? Czy zdarzenia erotyczne, epizody pożądania, namnożone w „Rurandzie”, również są funkcją narracji? Czy z pisania, ściślej zaś mówiąc, z bycia napisanym, z roli uwodziciela, istnieje jakieś wyjście?
Pierwsza nasuwająca się odpowiedź, że wyjście prowadzi z szafy nieświadomości do szafy bibliotecznej, zatem, że trzeba to swoje bycie napisanym opisać, jest już cokolwiek zbyt oczywista. Druga, etymologiczna, kładąca nacisk na związek między pisaniem a ryciem, skrobaniem, rysowaniem, pstrzeniem, pracą ręki, aktywnością zmysłów, zdaje się bardziej obiecująca. Pisanie to rodzaj posuwania opowieści do przodu, uwodzenia i ulegania.
Jednak jeśli komu takiego wyjaśnienia za dużo lub za mało, to być może zadowoli go spora garść zabawnych obserwacji, dostatek humoru i silnie stężonej autoironii, dająca do myślenia nieobecność puenty, przede wszystkim zaś to, że pisanie Kędera chce być jak viagra – dla czytania.
Piotr Śliwiński
Rzecz o braku i potrzebie miłości. Ale nie o miłości. O nas samych takich, jakimi się nie widzimy, bo siebie takich nie chcemy. O kobietach i mężczyznach, którzy są dla siebie kobietami i mężczyznami, ale nie ludźmi, za jakich sami się mamy.
Jeśli zdecydujecie się przeczytać tę książkę, jest duże prawdopodobieństwo, że stracicie jedną z najpiękniejszych iluzji ludzkości. Uwierzycie natomiast w siłę sprawczą literatury. Nie będzie wam łatwo wrócić do swoich bajek. Dobrze się zastanówcie się, czy literatura jest naprawdę tego warta.
Moim zdaniem, każdy powinien mieć własne zdanie na ten temat.
Grzegorz Tomicki
Recenzje
Wojciech Rusinek _Erotyczny atlas Śląska, „Twórczość” nr 7/2014, s. 110-112
Mieczysław Orski _ Bajka ze stu i jednej nocy, „Nowe Książki” nr 7/2014, s. 80-81
Szkice ciurkiem. Dekoder literacki Grzegorza Tomickiego _ Słowo o tragicznej cnocie
Sebastian Stian Pypłacz _ Rycerz bez smoków
„Gazeta Wyborcza” Juliusz Kurkiewicz _ Historia 'chłopak spotyka dziewczynę'
autorzy365.pl Weronika Mulier _ On i one...
Dzień Dobry TVN Anna Dziewit _ o książce, która ją zirytowała
„Kurier Szczeciński” Alan Sasinowski _ Cały ten seks
„ArtPapier” Magdalena Boczkowska _ Los mężczyzny
„Czytanie w piwnicy” Marcin Włodarski _ O pisanie idzie
TVP Kultura Sztuka Czytania _ O męskości narracji końca XX wieku
Polskie Radio Białystok Miłka Malzahn _ „Rurand” - jaki tytuł - taka treść
Karolina Felberg-Sendecka_Rurand współcześnie, czyli „za nic nie można posunąć się dalej”, „Wakat” nr 1-2/2014
Artykuły
Eliza Kącka _ Projekt CKK. „KTW - Katowicki Magazyn Kulturalny” nr 2/2014, s. 56-61
Fragment
Twoja nieco podejrzanie rozbiegana ciekawość mnoży dyskusyjne hipotezy i zamaszyście rozwiewane wątpliwości, ale mimo wszystko wierzę, gdy papla, że tak naprawdę jest z niej milczek; to pasuje do samotnych wypraw na basen i siłownię. Już ją lubisz. Całuję ją w czoło. W jej wzroku pojawia się coś, czego nie potrafi zinterpretować, ni to zdziwienie, ni to zażenowanie. Zahaczam o jej mężczyzn, odpowiada, że tak, kręcą się wokół, wszyscy są tacy sami, nawet chodzi nie tyle o łóżko, co o poważne zamiary. „Każdy chce zakładać rodzinę, a ja chciałabym tak jak moja matka — skończyć studia i zająć się biznesem. Ty też jesteś taki sam jak inni”, mówi z przekonaniem. Przez grzeczność nie przeczę, przynajmniej wprost, i w ten sposób pojawia się temat, który wciąga nas oboje w dyskusję aż po drzwi akademika. Wolnym krokiem to pewnie ze czterdzieści minut. Wtedy pada najcięższy argument: „Skoro nie chcesz iść ze mną do łóżka i nie myślisz o małżeństwie, to dlaczego mnie pocałowałeś?”.
Wzdycha. Jeszcze raz od początku? Odpalić krótkim nawiązaniem do jej doświadczeń; w lepsze dni zacząłbyś ludzkim obrzydzeniem do własnych wydzielin, w gorsze — arcyludzkim poczuciem samotności wśród tłumu. Obfite, a pochodzące z codzienności, przykłady nie do rozwikłania opozycji między zewnętrznym a wewnętrznym, zwieńczyłbym konstrukcją stref przejściowych, które każdy osobnik ustanawia wokół siebie, oraz barwnym i zabawnym opisem zestawu rytuałów pozwalających owe zasieki znieść. Po dziesięciu minutach okazałoby się, że ciało nie jest ani groźną maszynką do kopulacji, ani czymś tabu, ani nawet brudną świętością, lecz faktorem kultury, stąd nieoczywistość seksualności jego gestów. No!
Ale zamiast odpału przychodzi mi na myśl wyjście prostsze, przychodzi wraz z myślą, że to wszystko jest dla niej zapewne czystą teorią i że mogłaby uwierzyć tylko wtedy, gdyby wiedziała, co ta teoria przyjmuje za niewartą wspominania oczywistość.
Strona autora na FacebookuFelietony na stronie FA-art.pl
Materiały do pobrania - okładka 300 dpi