O kwartalniku

Redakcja

Redakcja do 2016 roku

Więcej informacji o kwartalniku

Informacje dla potencjalnych autorów

Spisy treści

są dostępne na naszych stronach

Spisy treści numerów kwartalnika „FA-art” od roku 2000 do numeru bieżącego można znaleźć także na stronach Katalogu Czasopism.pl.

Specjalny numer kwartalnika w języku niemieckim, przygotowany na Targi Książki we Frankfurcie w roku 1998 - pełne wydanie.

środa, 14 marzec 2012 16:09

Z własnej kieszeni

Napisał
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Wśród pourlopowej korespondencji znalazłem wezwanie do stawienia się w Urzędzie Skarbowym w sprawie karno-skarbowej. Poetyka wezwań w sprawie karno-skarbowej jest widomym dowodem, że jak za króla Ćwieczka, królika Gomułki i generała w Okularach, żyjemy w państwie policyjnym: stawić się, paragraf, kara, zagrożenie pozbawieniem wolności.

 

Państwo, którzy czytacie, pewnie już myślicie: „oj, nie zapłaciło się podatku!, oj, nie uiściło należnych odsetek lub cła, oj, ukryło się przychody, oj, oj, oj!" bądź „a dobrze ci tak, ty brzydki przestępco karno-skarbowy!". Jednak - nic z tych rzeczy proszę szanownych Państwa, co miało być zapłacone, zapłacone zostało, odsetki jak się patrzy, cło nie dotyczy. Chodziło o to - jak się dowiedziałem sprawdziwszy brzmienie paragrafu (punkt 4), na który Urząd się był powołał – że pewien papier, który składa się co miesiąc, opiewający tym razem na oszałamiającą kwotę stukilkudziesięciu złotych, jak raz nie został złożony w terminie do dnia 7 następnego miesiąca, tylko później, co zapewne postanowiono ukarać mandatem.

Tu należy się Państwu maleńkie wyjaśnienie: otóż „FA-art” funkcjonuje w Polskim Państwie Fiskalnym w formie działalności gospodarczej osoby fizycznej, jaką jest moja skromna osoba. Ile razy spotykam się z urzędnikami Polskiego Państwa Fiskalnego, a czynię to bez specjalnych chęci od roku 1991 (wcześniej było się beztroskim podziemiem), tyle razy wyrażają oni swoje zdziwienie, że prowadzę działalność mniej gospodarczą, a bardziej kulturalną. Się pannom i paniom lat od 20. do 30. (wyłącznie takie w Urzędach spotykam) w głowach nie chce zmieścić, że nie chodzi w działalności „FA-artu” o maksymalizację zysku, tylko o maksymalizację sensu, tego bowiem zdrowy rozsądek, ustawa ani komentarz do ustawy nie przewidują. Ponieważ wszelkie ekstrawagancje kojarzą się paniom Skarbowym co najwyżej z zaniżeniem podstawy opodatkownia (zdradza je błysku w oku - widomy znak, że klapka ze szkolenia pt. „pranie brudnych pieniędzy" zapadła), zazwyczaj muszę się sporo nakłopotać, by je przekonać, iż jestem tylko nieszkodliwym gospodarczym maniakiem. Rozumieją Państwo zatem, że wezwanie w sprawie karno-skarbowej wprawiło mnie w nastój melancholii właściwy stanom przed pieprzeniem bez sensu. Nie wiedziałem, że tym razem czeka mnie dobrze wyreżyserowane przedstawienie.

Kolejka była niewielka, czekałem z dziesięć minut, aż wyjdzie ze wskazanego na zaproszeniu pokoju pewien korpulentny jegomość, tymczasem obserwując jak po kuluarach krążą młode aktoreczki i panie inspicjentki z poważnymi minami. Pokój się w końcu zwolnił, wszedłem przywitałem się, chciałem wręczyć zaproszenie, to jest: wezwanie, i zawahałem się, bo aktorki były dwie: blondynka i brunetka.

- Ktorej z pań… - zacząłem, ale już blondynka sięgała ręką, brunetka zaś nawet nie drgnęła. „Siedzą we dwie, żebym napiwku za uzyskanie darmowej wejściówki nie próbował wciskać”, przemknęło mi przez głowę. Po chwili jednak okazało się, że się pomyliłem. Blondynka była ostra, nerwowa, rzeczowa i obsadzona wbrew anielskiemu emploi: grała Złego Policjanta. Milsza, spokojna i popadająca w dygresje brunetka, mimo czarnej oprawy oczu grała Policjanta Dobrego.

Zły zerknął na wezwanie i mruknął zaglądając do kartoteki

- Co, pitu 8A się w terminie nie złożyło…

„Pitu-pitu na skrzypeckach”, pomyślałem, zaczęło się. I zaczęło się naprawdę: Zły rutynowo dążył do wykazania, że dochody firmy są wystarczająco wysokie, by zapłacić za bilet słoną cenę. Ja nie wprost, acz konsekwentnie, wskazywałem konieczność zastosowania znacznego upustu, powołując się na szczytne cele prowadzonej działalności oraz niebogaty przecież proletariat polonistyczny cele te niemal nieodpłatnie ścigający. Zły, cały czas sprowadzany ze scieżki rutynowych argumentów „które-zawsze-działały”, robił nerwowe notatki ołówkiem, z których wciąż wynikało, że dochodów to raczej nie prowadzimy. Dobry milczał - chyba nie wiedział co powiedzieć. Ale gdy kończąc kolejną pętlę historii firmy (wielokrotne powtarzanie tego samego jest w tych sferach w dobrym tonie) doszedłem po raz trzeci do polonistów jako redaktorów i konieczności zarejestrowania przez kogoś (padło na mnie!) działalności, by móc zdobywać dotacje, zdobył się na refleksję.

- Więc można powiedzieć, że był pan najbardziej kumaty z nich wszystkich?

- Można tak powiedzieć - odparłem po krótkiej chwili przeznaczonej na namysł czy opłaca się być kumatym. Po perlistym, aprobującym chichocie Dobrego zapadło milczenie.

- Nieskładanie w terminie choćby o jeden dzień to wykroczenie - stwierdził stanowczo Zły.

- Ale dawanie przez państwo dotacji na działalność, a potem kasowanie działających przez państwowy Urząd za drobne wykroczenie, to przekładanie pieniędzy z kieszeni do kieszeni… - próbowałem jeszcze argumentować. Przedstawienie trwało już jednak dobry kwadrans, więc Zły przerwał mi i postawił sprawę na ostrzu noża:

– Za niezłożenie należy się trzysta…

– Drogo – syknałem czując ból kieszeni.

- … nie widzę możliwości, żeby mniej niż dwieście - dokończył Zły i zabrał się za wypisywanie mandatu karno-skarbowego.

Patrzyłem w ścianę. Żeby rozrzedzić atmosferę towarzyszącą machaniu długopisem po blankiecie Dobry zagaił:

– A widziałaś Ceśka wczoraj w telewizji sport?

Zły mruknął coś niezrozumiale, ja patrzyłem w ścianę.

– Mistrzowstwa były lekkoatletyczne i Murzynka jedna biegała. Z taaakimi pazurami! Pewnie nic nie robi w domu, no bo jak? Artystka, nie? Takim to się żyje! - zaśmiał się Dobry.

„Nie artystka tylko sportsmenka” - chciałem sprostować, ale dałem spokój, patrzyłem w ścianę. Dziewczyny dostały prikaz z góry kasować frajerów, bo dziura się w budżecie zrobiła. A jak planu nie wykonają to co, z własnej kieszeni będą dopłacać?

(sierpień 2001 
tekst pierwotnie opublikowany w internetowym magazynie TIN)

Czytany 18595 razy Ostatnio zmieniany sobota, 17 marzec 2012 13:53
Cezary K. Kęder

Cezary K. Kęder – pochodzi ze Śląska, a mieszka w Warszawie. Jest autorem. Ma profil na Facebooku.

Więcej w tej kategorii: Ranking żeli »

Strona www.FA-art.pl wykorzystuje informacje przechowywane w komputerze w formie tzw. ciasteczek (cookies) do celów statystycznych. Dowiedz się więcej.