Minister odpowiada: „Chcemy w najbliższych latach część praw autorskich po prostu wykupić”. Następuje teraz kilka szczegółów technicznych, po czym Pawłowski pyta: „Ile to mogłoby kosztować?”. Minister: „O dziwo, najtaniej jest z literaturą. (...) Państwo polskie stać na to, aby wszystkich współczesnych polskich pisarzy wyposażyć w tantiemy i umieścić ich książki w domenie publicznej.” Dura veritas! Taka jest smutna prawda o tym segmencie rynku: technicznie rzecz ujmując, możemy sobie pozwolić – jako państwo – na książki za darmo. Dzielny minister wykazał się podziwu godną szczerością. Taka jest prawda.
Mowa Goliata jest bez zarzutu i my się cieszymy (wszak chodzi o rzecz pospolitą, czyli naszą wspólną), że razem wzięci dysponujemy taką potęgą. Ale, ale... Cóż jeszcze państwo mogłoby uczynić z pisarzami współczesnymi? Może znaleźć po budce dróżniczej dla każdego, obdarować wszystkich posadą Reymonta, aby mogli ścibolić po karteczkach swoje nie do końca niezbędne esy-floresy?