Wygląda więc na to, że w tych, którzy potrafią kochać, miłość rodzi poczucie winy. Ciekawe, prawda?
Jak by nie było ciekawe, wróżka Georgina ze swoim życiowym doświadczeniem nijak przecież nie potrafi odpowiedzieć na zasadnicze pytania wilka ani go pocieszyć niczym innym, niż zapewnieniem, że Ona, o której mowa (kimkolwiek jest), go kocha. A ponieważ wie, że nie przebije się do wilka z wystarczająco subtelnym, by mogła uznać go za prawdziwy, przekazem, bo wilka naturalną koleją rzeczy ciągnie do lasu, to poprzestaje na małym. To jest próbuje jedynie przekonać go, by w tęsknocie za swoim „ja”, za swoją duszą znaczy, nie tłamsił ciem. I oczywiście by nie tłukł ich kapciem podczas prób zacierania śladów w pamięci po tym skandalu, jakim było nabycie przez niego duszy.
Bo jak wilk byłby już taki mądry i to swoje „ja” ufundował na czymś więcej niż tęsknocie i ucieczce, to pewnie zrobiłby z niego pożytek i ciągnącym do niego ćmom pokazał przynajmniej księżyc, do którego – bywa – wyje. No, ale sami rozumiecie – na to akurat jest jeszcze dla wilka grubo za wcześnie.
Jak rasowy meteopata wróżka wokalistka (bo przecież Georgina Spelvin to tylko aktorka, jej wcielenie, twarz i, jak wiemy z teledysku, nie tylko twarz) zaczyna piosenkę od narzekania na burzową pogodę, która powoduje, że traktujemy swoich bliskich ze zniecierpliwieniem, na które rzadko zasługują, choćby się nam nawet bardzo wydawało. Gdyby nie słodki głos, to jej meteo-narzekanie na moment, w którym „we feel a storm”, można by wziąć za ciut złośliwą ironię, a wraz z użytym nieco później zwrotem „my love” za wyraźny objaw protekcjonalnego traktowania zgłaszającego się ze swymi wątpliwościami co do ogólnego sensu wilka. Jednak to nie tak i „słodki” to ostatecznie złe określenie, jej głos jest raczej pełen współczucia, głębokiej empatii. Zrozumienia nawet. Jakkolwiek jest niemal pewne, że to, co rozumie wróżka wokalistka, to jedno, słowne konstrukcje, których używa, to drugie, a to, co rozumie z jej przekazu wilk, to trzecie. W optymistycznej wersji mogą to być trzy lekko się zazębiające sfery. Nie wyciągajcie mimo wszystko pochopnego wniosku, że nasza wróżka to Wróżka Zębuszka – w „Paradise Circus” dzieją się rzeczy podpadajace pod operacje na zębach mądrości, nie mleczakach.
Wspominana przez nią burza tak więc pewnie ma się do jej intencji jak wyrażenie „burza z piorunami” do wyrażenia „burza hormonów”. Acz całkiem prawdopodobne że ofiary są zawsze mocno elektryczne. Burz w tym kontekście może być zresztą więcej, choć zdecydowanie wykluczałbym burze mózgów. Na pewno jednak związek z burzą ma charakterystyczne dla pewnego etapu rozwoju emocjonalnego naburmuszanie się kobiet w kontaktach z bliskimi ich sercu mężczyznami, popularnie zwane fochem, który za mojej pamięci upodobnił się w polszczyźnie do marszałka Ferdynanda i stracił liczbę mnogą. Z kolei odpowiadający temu samemu etapowi rozwoju emocjonalnego, a znany z czerstwych opisów literackich, marsowy wyraz twarzy mężczyzn, można pokojarzyć z patrzeniem wilkiem. No i właśnie, słuchając słów „Paradise Circus” nieoczekiwanie znaleźliśmy się na początku historii z Heligolandu – wróżka wokalistka wzdycha, że gdy bywa burzowo, to czujemy się niekomfortowo i tym samym odnosi się wyraźnie do słów utworu „Babel”: „He was quick to burning / He was slow to learning / Though his eyes were misted he still kissed her when she cried”. Wilk jej po prostu opowiedział, jak się pożarł.
Jak pożarli się oboje. Nie tak znów dosłownie – obyło się bez zagryzania, najprędzej pokłócili się: zderzyli i rozminęli, w ten sposób to jakoś wyglądało, przynajmniej w pewnej – choć złudnej wyraźnie – perspektywie. Dusza zrobiła, co chciała, a właściwie co mogła, to znaczy dopadła wilka i zaliczyła wcielenie, ale zostać z nim się nie udało, w tym sensie, że nie sposób było zostać z nim skutecznie według wilczych wyobrażeń. A precyzyjniej, zostać z nim oznaczało odejść, po to, by naprawdę zostać, gdy się już odeszło.
Mogę się domyślić, że jesteście tymi rozważaniami tak skołowani, jak wilk rozmowami o życiu dusznym (z przewiewami). Nic dziwnego, właśnie w tym momencie widać jak na dłoni całą słabość obowiązującej w Heligolandzie specyfikacji duszy, w której to specyfikacji dusza ma płeć, a przez to uwikłana jest w procedury dopasowywania się do siebie osób płci przeciwnej i nie tylko. Procedury o wysoce fizycznym walorze, co zakłada takąż fizyczną obecność, działalność i sprawczość, czyli powiewanie, nie kędy dusza chce, tylko w ściśle określonym miejscu i celu. Gdy więc zaczynamy już z wolna rozumieć, co to znaczy naprawdę zostać, to powstaje i nieodparcie wysuwa się na pierwszy plan pytanie, czym zajmuje się dusza w czasie wolnym od bezpośredniego wcielania oraz konsultacji z nim związanych? Wychodzi na to, że powinna zajmować się molestowaniem fizycznym, maltretowaniem psychicznym oraz – w sytuacji przedłużającego się zinstytucjonalizowanego kontaktu – przemocą domową. Bo z wilczej perspektywy, po zderzeniu (ale też przed, potencjalnie), dusza jest lub może być potrzebna do budowania związku opartego na kontakcie i obecności oraz – zwłaszcza – do terapii związku nieodmiennie opartego na kontakcie i obecności. Z perspektywy duszy jednak o wiele ważniejsza, bo dalekosiężna w skutkach, jest nieobecność.
Muzyka - aktualności
O kwartalniku
Więcej informacji o kwartalniku
Informacje dla potencjalnych autorów
Spisy treści
są dostępne na naszych stronach
Spisy treści numerów kwartalnika „FA-art” od roku 2000 do numeru bieżącego można znaleźć także na stronach Katalogu Czasopism.pl.
Specjalny numer kwartalnika w języku niemieckim, przygotowany na Targi Książki we Frankfurcie w roku 1998 - pełne wydanie.
Wygląda więc na to, że w tych, którzy potrafią kochać, miłość rodzi poczucie winy. Ciekawe, prawda?
Jak by nie było ciekawe, wróżka Georgina ze swoim życiowym doświadczeniem nijak przecież nie potrafi odpowiedzieć na zasadnicze pytania wilka ani go pocieszyć niczym innym, niż zapewnieniem, że Ona, o której mowa (kimkolwiek jest), go kocha. A ponieważ wie, że nie przebije się do wilka z wystarczająco subtelnym, by mogła uznać go za prawdziwy, przekazem, bo wilka naturalną koleją rzeczy ciągnie do lasu, to poprzestaje na małym. To jest próbuje jedynie przekonać go, by w tęsknocie za swoim „ja”, za swoją duszą znaczy, nie tłamsił ciem. I oczywiście by nie tłukł ich kapciem.
Cezary K. Kęder
Cezary K. Kęder – pochodzi ze Śląska, a mieszka w Warszawie. Jest autorem. Ma profil na Facebooku.